Michał Szafrański: moja książka już na siebie zarabia
- Całkowity koszt przygotowania i druku 10 tys. egzemplarzy mojej książki „Finansowy ninja” oraz uruchomienia sprzedaży w internecie, wyniósł ok. 85 tys. zł. Koszty zwróciły się po 48 godzinach przedsprzedaży - mówi w rozmowie z serwisem Wirtualnemedia.pl Michał Szafrański, autor bloga jakoszczedzacpieniadze.pl. Szafrański mówi o pracach nad książką i realiach prowadzenia zasięgowego bloga. - Social media coraz częściej traktuję jako zło konieczne - zauważa.
Michał Szafrański jest autorem bloga jakoszczedzacpieniadze.pl. Pisze na nim o finansach osobistych, pokazuje jak okiełznać domowy budżet i radzi jak mądrze zainwestować zaoszczędzone pieniądze. Jest znany z tego, że tworzy merytoryczne treści o wysokiej jakości. Stawia też na efektywnościowe modele współpracy reklamowej na swoim blogu. Zasłynął akcją afiliacyjną, w której zarabiał gdy jego czytelnicy zakładali lokaty w jednym z banków.
Szafrański upublicznia swoje przychody i pokazuje jak sam zarządza swoimi finansami. Stąd też wiemy, że na akcjach afiliacyjnych potrafi zarobić nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Jego bloga czyta ok. 200 tys. osób miesięcznie. Teraz postanowił wyjść poza internetowe łamy i zajął się pisaniem oraz wydawaniem książek. W modelu self-publishingu sprzedaje książkę „Finansowy ninja”. W rozmowie z Wirtualnemedia.pl pokazuje jak wyglądały prace nad książką i otwarcie mówi, że w ciągu 48 godzin przedsprzedaży udało mu się zarobić tyle, aby pokryć koszty produkcji, które wyniosły ok. 85 tys. zł.
Oficjalna premiera książki „Finansowy ninja” planowana jest na 26 sierpnia.
Piszesz bardzo obszerne teksty na blogu, zgłębiasz różne aspekty finansów osobistych. Dlaczego zdecydowałeś się poruszyć ten temat w formie książki?
Blog nie jest miejscem, w którym szeroki zakres wiedzy można podać w sposób bardzo usystematyzowany. Oczywiście każdy wpis jest dokładną analizą danego zagadnienia, ale jednak dosyć wycinkowego. Blog to raczej zbieranina tematów - w moim przypadku to 330 wpisów w ciągu ostatnich czterech lat. To kopalnia wiedzy, ale obiektywnie trudno jest się przez nią przekopać. Książka ma z kolei bardziej syntetyczną formą, co sprzyja przyswajaniu zawartej w niej wiedzy. Gdy projektowałem strukturę książki „Finansowy ninja”, to uświadomiłem sobie, jak wielu zagadnień nie poruszyłem dotychczas na blogu. W efekcie powstał całkiem solidny podręcznik finansów osobistych, w którym tylko 30 proc. treści pokrywa się z tematami z bloga. To dobrze uporządkowana wiedza i praktyczne przykłady podane w łatwej do skonsumowania formie i objętości.
Jak zdefiniowałeś grupę docelową odbiorców tej książki?
Długo zastanawiałem się dla kogo ją napisać i kto najbardziej potrzebuje takiej książki. W założeniu moja pierwsza książka o tematyce finansowej miała stanowić solidny fundament pod późniejsze poszerzanie wiedzy o kolejne obszary. W największym stopniu skorzystają z niej osoby młode, które dopiero wkroczyły na rynek pracy, a także osoby zakładające własne gospodarstwo domowe. Kolejną grupę stanowią dzisiejsi 30-latkowie, bo oni mają jeszcze przed sobą wystarczająco dużo czasu, by poprawić swoją sytuację finansową i zabezpieczyć swoją przyszłość. Im wcześniej się za to zabiorą, tym lepiej. “Finansowy ninja” daje konkretne narzędzia i wskazówki finansowe, a także konkretnie i na liczbach uświadamia, jakie pułapki zastawiają na nas ci, którzy polują na nasze pieniądze. Pomimo, że dochodzę w książce do takich tematów jak optymalizacja podatkowa czy opłacalność różnych form rozliczania z pracodawcą, to nie ma ona żadnej bariery wejścia. Napisałem ją tak, żeby zrozumiał ją mój 16-letni syn. To podręcznik z elementarną wiedzą, którą każdy z nas powinien otrzymać w szkole, ale prawda jest tak, że nikogo z nas nie uczono porządnie o finansach osobistych.
Skoro piszesz dla ludzi młodych to czy nie lepiej po prostu usystematyzować to, co już jest na blogu i napisać nowe treści tak, żeby dobrze się wyszukiwały? Jaki masz ruch z Google na blogu?
W miesiącach kiedy piszę więcej, kiedy wrzucam więcej na Facebooka to ruch z Google stanowi ok. 50 proc. całego ruchu na blogu. W ostatnich kilku miesiącach, kiedy byłem mniej aktywny z powodu intensywnej pracy nad książką, to odsetek ten skoczył nawet do 70 proc. Treści na moim blogu, ze względu na swoją obszerność i merytorykę, same się pozycjonują. Tak jak powiedziałem, książka jest bardziej syntetyczna, usystematyzowana, co sprzyja przyswojeniu wiedzy. To podręcznik. Z Google’a trafiasz na konkretny artykuł i niekoniecznie przeklikasz się dalej. A książka to przemyślana całość, która wymusza pewien porządek przyswajania treści, które nawet dla czytelników mojego bloga w większości będą zupełnie nowe.
Jaką rolę w twoich działaniach pełnią media społecznościowe, skoro gros ruchu i tak masz z wyszukiwarki?
Dla mnie media społecznościowe to przede wszystkim narzędzie do promocji treści publikowanych na blogu. Przy czym w moim przypadku ruch z social media stanowi zaledwie ok. 13 proc. całego ruchu. Więcej osób - ok. 18 proc. całego ruchu - to wejścia użytkowników bezpośrednio wpisujących adres bloga. To dla mnie ogromna wartość, bo to pokazuję, że wielu odbiorców po prostu wraca na bloga. Niektórzy wykorzystują media społecznościowe do prowadzenia dyskusji. Mi zależy na tym, żeby dialog z czytelnikami odbywał się u mnie na blogu. Robię wszystko, żeby ściągnąć ich na moją stronę.
Zachowujesz się jak tradycyjny wydawca.
Bardzo dobrze powiedziane. Ja po prostu pozyskuję ruch.
Większość blogerów i innych twórców internetowych wykorzystuje social media do budowania swojej pozycji w sieci i kreowania wizerunku. Dlaczego ty działasz inaczej?
Ponieważ ja buduję swoją pozycję przede wszystkim w oparciu o merytoryczne treści, a te znajdują się u mnie na blogu. Social media to dla mnie działalność poboczna i uważam, że zajmują mi za dużo czasu. Owszem, przydają się w podtrzymywaniu kontaktu z audytorium, ale coraz częściej traktuję je jako zło konieczne i raczej będą ograniczał tę część swojej aktywności niż ją rozwijał. Poza tym, patrząc na to jak Facebook tnie zasięgi postrzegam go jako coraz mniej przydatne narzędzie pozyskiwania ruchu. Dobrze sprawdza się jako platforma do rozmów o wszystkim i o niczym, ale nie zapewnia praktycznie żadnej organizacji publikowanych tam treści. W efekcie, z jednej strony wszystko istnieje tam po wsze czasy, a z drugiej - nie sposób ponownie dotrzeć do informacji, które zbyt szybko przewinęły się na naszym wallu. To coraz bardziej repozytorium ulotnych treści rozrywkowych. Ja i moje treści mamy inne cele.
Wracając do „Finansowego ninja”, na jaki efekt publikacji tej książki liczysz?
Mam bardzo prozaiczne cele względem tej książki. Podam przykład. Przez bezpłatny kurs „Pokonaj swoje długi” w ciągu roku od jego udostępnienia w Internecie przeszło 13 tys. osób z grona 2,4 mln Polaków, którzy mają przeterminowane długi. Z jednej strony, można powiedzieć, że to kropla w morzu potrzeb. Z drugiej, w ciągu kilku lat poprzedzających ten kurs, pomogłem zaledwie kilkudziesięciu osobom w wychodzeniu z długów. Przeniesienie doświadczeń do kursu internetowego pomogło wielokrotnie zwiększyć skalę pomocy, której w ten sposób udzielam. Po prostu staram się stopniowo i mądrze skalować to, co robię.
Książka “Finansowy ninja” to kolejny sposób na poszerzenie dotarcia - także do tych osób, które dzisiaj nie czytają blogów finansowych. Pomysł na to, jak uzbroić fajnych, rozsądnych i inteligentnych ludzi w wiedzę pozwalającą im skutecznie zarządzać własnymi finansami, uzupełnić braki w edukacji i uzbroić w narzędzia i argumenty pozwalające rozmawiać jak równy z równym z doradcami finansowymi. Wierzę, że to co napisałem w książce ma szansę uchronić wiele osób przed nadmierną konsumpcją, wpadnięciem w długi, a także pomóc sukcesywnie budować ich majątki. Efekty zależeć będą od woli czytelników książki do wdrażania wiedzy w życie.
Dlaczego książka pojawia się akurat teraz?
Bo po prostu jest już gotowa. Zacząłem o niej myśleć jakieś trzy lata temu, kiedy blog zaczynał być popularny, a prace nad nią rozpoczęły się dwa lata temu. Okazało się, że były one bardziej pracochłonne niż się spodziewałem. To nie beletrystyka, lecz poradnik pełen obliczeń i obrazowych wykresów oraz tabel. W międzyczasie popełniłem też kilka błędów i przepisywałem na nowo fragmenty książki, żeby były bardziej zrozumiałe. Bezskutecznie próbowałem też zredukować rozmiar książki. Skończyło się na około 500 stronach.
Ograniczysz blogowanie na rzecz pisania książek?
Nie. Forma bloga jest niesłychanie wygodna, bo pozwala wziąć na warsztat konkretny, wąski temat, którym akurat się interesujesz, zgłębić go, opracować i opisać, ale w formie samodzielnego artykułu, zamkniętej całości. Nie trzeba dbać o masę szczegółów, o których trzeba pamiętać przy pisaniu książki. Następnym tematem zajmiesz wtedy, kiedy będziesz miał na to ochotę. Blog daje ogromną wolność twórczą. Nie oszukujmy się też - blogi są zdecydowanie chętniej czytanym formatem niż książki. „Finansowy ninja” to moje wyjście poza internet w formule “Jak Oszczędzać Pieniądze”. Zobaczymy na ile dobrze zostanie przyjęta ta książka. Mam pomysły na kolejne.
Stawiasz wobec niej jakieś cele finansowe?
Tak naprawdę tego typu cel postawiłem sobie jeden i już udało mi się go osiągnąć. Książkę wydaję sam. Całkowity koszt przygotowania i druku 10 tys. egzemplarzy książki oraz uruchomienia sprzedaży w Internecie, wyniósł ok. 85 tys. zł. Dodatkowo 4 zł od każdego sprzedanego egzemplarza finansuje posiłki dla niedożywionych dzieci w ramach programu „Pajacyk” prowadzonego przez Polską Akcję Humanitarną. Pokrywam także koszt wysyłki zamówionych książek. Aby te koszty się zwróciły musiałem sprzedać ok. 1700 egzemplarzy. Udało mi się ten cel zrealizować w 48 godzin od rozpoczęcia przedsprzedaży, zatem książka już na siebie zarabia. Jak dużo na niej zarobię - czas pokaże. Na pewno opiszę to na blogu. Będę w tej kwestii całkowicie transparentny.
Czytasz książki innych polskich twórców internetowych?
Czytam przede wszystkim książki angielskojęzyczne. Z publikacji polskich twórców wysoko oceniam poradnik “WebShows: Sekrety wideo w Internecie” Krzysztofa Gonciarza - zresztą także wydawany w modelu self-publishing. Chłonąłem także kiedyś poradniki blogowe Tomka Tomczyka, ale z perspektywy ostatnich lat widzę, że prezentują one dosyć jednostronny obraz blogowania i cieszę się, że poszedłem własną drogą. Na półce mam już dużo książek vlogerów i blogerów, ale na razie nie starcza mi czasu, aby po nie sięgnąć. Pewnie kiedyś nadrobię zaległości.
Dołącz do dyskusji: Michał Szafrański: moja książka już na siebie zarabia