SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

10 pytań o serial „Obserwator”. Kontrowersje wokół nowej produkcji Ryana Murphy’ego

Ryan Murphy zasypuje nas nowymi tytułami. Jego kontrakt z Netfliksem zapowiada jeszcze więcej nowych seriali, które miłośnikom true crime powinny przypaść do gustu.

Minęło kilka dni od premiery „Obserwatora” i prawie miesiąc od „Dahmera-Potwora: Historii Jeffreya Dahmera” a pojawiają się głosy krytyki wobec obydwu tytułów. Skupimy się na „Obserwatorze”, serialu nawiązującym do prawdziwej historii o listach wysyłanych nowym właścicielom pewnego domu z duszą. 

1. Do jakich wydarzeń nawiązuje serial „Obserwator”?

Nie każdy widz ma świadomość, że Ryan Murphy wplótł w serialową fabułę, nie jedno „prawdziwe wydarzenie”, ale co najmniej dwa. Zainspirował się historią, która miała miejsce w 2014 roku w mieście Westfield w New Jersey. Do Marii i Dereka Broaddus, czyli nowych właścicieli domu zlokalizowanego przy 657 Boulevard, zaczęły przychodzić dziwne listy. Autor sugerował, że obserwuje dom od dawna, że w jego rodzinie także były osoby obserwujące domostwo na przestrzeni wieku. Krytykował remont, stosował mniej lub bardziej zawoalowane groźby. Rodzina wobec bezradności policji, po pół roku chciała dom sprzedać, a gdy to się nie udało, wynajęła go. Ostatecznie dom sprzedano w 2019, a Derek i Maria dowiedzieli się, że poprzedni właściciele także otrzymywali podobne listy, ale zwykle je ignorowali. Przerażające w tej sprawie jest to, że nikomu nie udowodniono winy, a według ostatnich doniesień, listy przestały przychodzić po wyprowadzce rodziny Broaddus. Był nawet taki moment, gdy sąsiedzi podejrzewali, że to sam Derek pisze listy.

I teraz najważniejsze, serial opowiada także historię Johna Lista, mordercy całej swojej rodziny, który na 18 lat po zbrodni uciekł wymiarowi sprawiedliwości. Jego czyny był tak przerażające, że doczekały się wielu opracowań i jak widać, także miejsca w popkulturze. Jeśli go przegapiliście, mała podpowiedź - John to ten mężczyzna, który przychodzi do domu i udaje inspektora budowlanego. W serialu nazywa się John Graff, a w tę postać wciela się Joe Mantello. 

2. Czy horror to odpowiednia konwencja gatunkowa do opisu prawdziwych zbrodni?

Biorąc pod uwagę jak nieprawdopodobna i przerażająca jest historia rodziny Broaddus, wydaje się idealnym pomysłem, aby opowiedzieć ją jako horror. Znając szczegóły sprawy, wiemy, że rodzina zmagała się z lękami, niepewnością, nieustająco bała się o swoje życie, przebywając w wymarzonym domu. Jeśli to nie jest horror, to nie wiem, co nim jest.  

3. Jakie elementy zostały dodane do prawdziwej historii?

Horror rządzi się własnymi prawami, więc łatwo możemy się domyślić, że postać pani detektyw o imieniu Theodora (Noma Dumezweni), czy ekscentryczna pośredniczka nieruchomości o imieniu Karen (w tej roli świetna Jennifer Coolidge, gwiazda „Białego Lotosu”), to fikcja scenariuszowa. Postać nietuzinkowej i tajemniczej detektyw, którą wynajmuje ojciec rodziny, czyli Dean Brannock (w tej roli Bobby Cannavale), wzbudza jeszcze więcej pytań. Wiemy, że bohaterka choruje i ma za sobą trudną przeszłość, a równocześnie bardzo dobrze radzi sobie z tropieniem historii domu przy 657 Boulevard. Czy jej wątek, podobnie jak postać pośredniczki nieruchomości, jest przerysowany i karykaturalny? Po stokroć tak, ale przecież taka jest twórczość Ryana Murphy’ego i każdy, kto zna, estetykę jego produkcji („American Horror Story”, „Feud”, albo „Ratched” i „Pose”), nie powinien być zaskoczony. Murphy uwielbia przepych i przesadę. Nie inaczej jest w przypadku „Obserwatora”. 

4. Czy głosy krytyki są uzasadnione?

Niejednokrotnie produkcje Murphy’ego zbierały fatalne recenzje, ale na tym polega specyfika jego twórczości – potrafi w jednym roku wypuścić dzieło wybitne i coś absolutnie przeciętnego. Tak było, chociażby w 2016 roku, kiedy obok świetnego sezonu „American Crime Story: Sprawa O.J. Simpsona” pojawiły się dosyć wtórne „Królowe krzyku”. Murphy od lat ma swój charakterystyczny styl, więc głosy rozczarowania po sezonach oglądania jego produkcji wydają się nieporozumieniem. W końcu wchodząc w świat tego producenta, wiemy, czego możemy się spodziewać: wyolbrzymień, dramatów, pięknych strojów i wnętrz, czerwonych pomadek i litrów alkoholu, no i tajemnic, wielu tajemnic. A czasem po prostu efektownego banału. 

5. Widzowie pytają, dlaczego bohaterowie nie wyprowadzili się z domu po pierwszym liście?

Przychodzące listy przerażają coraz bardziej, a mimo to rodzina się nie wyprowadza, tylko dalej remontuje dom. Pojawiły się pytania, dlaczego stamtąd nie uciekli? Chyba należałoby zapytać rodzinę Broaddus, czyli ludzi, którzy na własnej skórze przeżyli ten horror. Decyzję o sprzedaży domu podjęli dopiero po pół roku, czyli jak widać, to nie był wymysł Ryana Murphy’ego, żeby zatrzymać bohaterów w domu ciągle obserwowanym przez tajemniczego „Watchera”.  

6. Czy w serialu pojawia się wielka gwiazda kina?

I to nie jedna. Obsada jest świetna, ale to występ Mii Farrow zapada w pamięć. Aktorka wciela się w drugoplanową rolę sąsiadki o imieniu Pearl. Pearl ma sporo uwag do remontu zaplanowanego przez rodzinę Brannock. Mieszka po drugiej stronie ulicy wraz z bratem, zmagającym się m.in. ze stresem pourazowym. Brat od wielu lat milczy, co jest efektem doznanej traumy. Dla Deana Brannocka rodzeństwo jest wysoce podejrzane i przypuszcza, że to oni stoją za wysyłką listów.

Do czasu. Bowiem o tytuł „najgorszych sąsiadów dekady” walczą także Mo (w tej roli kapitalna Margo Martindale) i jej mąż Mitch (Richard Kind). Mało kto potrafi tak nastraszyć widownię jak Margo Martindale. Jeśli pamiętacie ją z serialu „Zawód: Amerykanin” to wiecie, co mam na myśli. Wybitna aktorka nawet w drugoplanowej roli potrafi zbudować grozę, zanim zostanie wyniesiona z domu w czarnym worku. 

7. Czy Naomi Watts ma pecha do thrillerów i horrorów?

Naomi Watts ma na swoim koncie kilka seriali, które widownia i krytyka zgodnie zmiażdżyła. Być może pamiętacie serial „Gypsy” z 2017 roku? Miał być hitem Netfliksa, a skończyło się wielkim rozczarowaniem. Krytycy pisali, że to „ambitna porażka”, a psychologiczny thriller o zacięciu erotycznym raził banałem i nie wciągał do swojego świata pełnego tajemnic. W tym przypadku jest podobnie. Na serial spadła spora krytyka, dostało się także aktorom i granym przez nich postaciom. Sądzę jednak, że w przypadku „Obserwatora” nic nie możemy zarzucić Naomi Watts, ani Bobby’emu Cannavale. Jeśli scenariusz ma jakieś niedostatki, trudno mieć o to pretensje do obsady, która w moim odczuciu, wypada świetnie.  

8. Czy mieszkanie na amerykańskim przedmieściu to koszmar?

Popkultura uczy nas, że to – wbrew pozorom – najmniej bezpieczna lokalizacja. „Gotowe na wszystko” już w 2004 rozprawiły się z mitem sielskich domów z białym płotem. Ryan Murphy również buduje obraz przedmieścia jako źródła lęków, tajemnic i wiecznego zagrożenia. Trzeba przyznać, że Bobby Cannavale zerkający przez firankę i obserwujący podjazdy swoich sąsiadów, to widok, który napawa niepokojem. Podobnie jak zaglądanie do skrzynki na listy. 

9. Czy Ryan Murphy potrafi opowiadać historie inspirowane prawdziwymi wydarzeniami?

Po stokroć tak. Pamiętajmy, że to on zrobił całą serię „American Crime Story” i opowiedział o sprawie O.J. Simpsona, zabójstwie Gianniego Versace, a także o skandalu z udziałem Billa Clintona. To on w serii „Feud” opowiedział o rywalizacji Bette Davis i Joan Crawford i zrobił to doskonale. Gdyby nie kontrakt z Netfliksem, doczekalibyśmy się drugiego sezonu „Feud”, w którym mieliśmy poznać historię księżnej Diany i księcia Karola, ale ten projekt musi poczekać. To nie nikt inny jak Ryan Murphy opowiedział historię Halstona w serialu o tym samym tytule. Mało kto tak dobrze, jak Murphy zna anglosaską popkulturę i potrafi z niej zrobić właściwy użytek. 

10. Czy warto obejrzeć „Obserwatora”?

Jeśli lubicie estetykę twórcy i jego skłonność do przesady, zabawę konwencjami i nawiązania do prawdziwych zbrodni, po które sięga coraz częściej, to zdecydowanie tak. Gdy jednak nazwisko Murphy’ego nic wam nie mówi, zacznijcie od serii „American Crime Story”, wpadniecie w wir amerykańskich lat 90. opowiedzianych w najlepszym stylu. Warto.