SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Nowości kinowe: Czas, który pozostał, Z ust do ust, Ja wam pokażę!...

Skala ocen podobna do szkolnej - od jednej do sześciu gwiazdek. Ocenia Robert Patoleta.

CZAS, KTÓRY POZOSTAŁ ***1/2

Po doskonałym „5x2”, Francois Ozon postanowił nakręcić rzecz o pogodzeniu się ze światem i rodziną w obliczu śmierci. Film jest nierówny – czasami kapitalny, czasami sentymentalny i naburmuszony.

Wzięty fotograf mody Romain (Melvil Poupaud) lubiący używać życia, dowiaduje się, że w ciągu trzech miesięcy umrze na raka. Początkowo niezbyt przejmuje się „grobową” wiadomością. Chce zatrzymać tajemnicę tylko dla siebie. Słócony z całym światem, odsuwa się od rodziny i rozstaje się ze swoim partnerem (Christian Sengewald). Chce być sam.

W końcu postanawia wyznać prawdę swojej babci (Jean Moreau). Pod jej wpływem zmienia sposób myślenia. Godzi się z siostrą, z którą do tej pory prowadził wojnę. Wspomina dzieciństwo. Choć dotąd nie cierpiał dzieci, postanawia pozostawić po sobie potomka.

Ozon zainspirował się wybitnym dziełem Patrice’a Cheareu „Jego brat”, które również dotyczyło pogodzenia się umierającego z rodziną. „Czas, który pozostał” nie jest filmem tej miary. Przede wszystkim jest niespójny. Zdarzają się poruszające sceny, ale całość utrzymana jest w patetycznym, przeintelektualizowanym i miejscami nieznośnie sztucznym tonie.

Konia z rzędem temu, kto zrozumie, dlaczego fotograf postanawia zmienić swój stosunek do świata. Ech, Ozonowi przyjdzie poczekać, zanim dorówna swojemu wybitnemu rodakowi.

 

Z UST DO UST **1/2

Czy film o facecie, który zaliczył trzy spokrewnione ze sobą kobiety – babkę, matkę i wnuczkę może być dobry? Odpowiedź brzmi - nie

Nawet jeśli zatrudni się plejadę gwiazd udających, że historia oparta jest na wydarzeniach autentycznych, nie musi koniecznie powstać dobry film. Okazuje się, że to co przechodzi z ust do ust niekoniecznie jest zjadliwe.

Sfrustrowana Sarah (Jennifer Aniston) przylatuje z Nowego Jorku do prowincjonalnej Pasadeny na wesele swojej młodszej siostry (Mena Suvari). Mimochodem dowiaduje się, że jej nieżyjąca matka miała tuż przed ślubem romans, którego może być owocem. Po nitce do kłębka i okazuje się, że jej rodzina była pierwowzorem powieści na podstawie której został nakręcony słynny „Absolwent” Mike’a Nicholsa.

Matka Sarah to uciekająca panna młoda zagrana u Nicholsa przez Katherine Ross. Jej babka (Shirley MacLaine) to słynna pani Robisnon, która uwiodła chlopaka swojej córki zagranego przez Dustina Hoffmana. Okazuje się, że prawdziwy absolwent nazywa się Beau Burroughs (Kevin Costner) i już od dawna nie mieszka w Pasadenie. To właśnie z nim miała romans matka Sarah. I żeby potwiedzić przypuszczenia, dziewczyna odprawia swojego chłopaka (Mark Rauffalo) z powrotem do Nowego Jorku, a sama wybiera się na spotkanie z Burroughsem.

Zatrudnienie plejady gwiazd nie pomogło. Przewidywalność i nuda to cechy tego filmu. Aniston dwoi się i tro bezskutecznie udając dobrą aktorkę, Costner gra swoją rolę od niechcenia. Zadziwijąca jest tylko Shirley MacLaine w roli rezolutnej, nonszalanckiej i szalenie bezpośredniej babci. Jestem pewien, że gdyby miała zagrać szczotkę do butów, zrobiłaby to równie perfekcyjnie. Dla niej dodaję filmowi pół gwiazdki.

Nawet pięć takich Shirley MacLaine nie pomogłoby na braki scenariuszowe. Jedyną okolicznością łagodzącą jest fakt, że film ten pozwolił George’owi Clooney’owi, będącemu jednym z producentów, nakręcić potem ambitne dzieło „Good night, and good luck”.

 

JA WAM POKAŻĘ! *

Już dawno nie widziałem tak nieudanego filmu. Przy tej upiornej produkcji serial „M jak miłość” to mistrzostwo świata.

W kontynuacji megahitu „Nigdy w życiu” opartego na romansidle Katarzyny Grocholi, Judyta (Grażyna Wolszczak) nadal ma wielkie problemy zarówno w pracy i w życiu prywatnym. Jej ukochany Adaś (Paweł Deląg) wyjeżdża na stypendium do Stanów Zjednoczonych. Niesforna córka Tosia (Maria Niklińska) na zmianę opróżnia lodówkę, kocha się bez zabezpieczenia ze swoim chłopakiem i kłóci się z matką. Judyta, w dalszym ciągu pracująca w redakcji kobiecego pisma, odpowiada na listy z problemami czytelniczek.

Coś jednak zaczyna się psuć. Czuje, że długo już tam miejsca nie zagrzeje. Urywa się również kontakt z Adamem, a jej rodzice (Marta Lipińska, Krzysztof Kowalewski) dają jej się ponad miarę we znaki. Na domiar złego Tosia, jak na złość próbuje zbliżyć ją do znienawidzonego byłego męża (Cezary Pazura). Judyta zaczyna mieć tego wszystkiego dosyć.

I widzowie mają dość już po pierwszych minutach filmu. Od samego początku atakowani są podniosłą muzyką Piotra Rubika pasującą do filmu jak pięść do nosa. Zalewani reklamami product placement częściej widzą fioletowe puszki z żarciem dla kotów, okładkę popularnego kobiecego tygodnika ze zdjęciem Edyty Górniak i jogurty actimela niż głównych bohaterów.

Aktorstwo jest tak drewniane, że aż wstyd. Czy panna Maria Niklińska aby na pewno studiuje w szkole teatralnej? Najpierw niech uzupełni braki warsztatowe, a dopiero potem może zabrać się za kino. Manieryczny Cezary Pazura wygłupia się tak samo jak w innych filmach, co już nikogo nie dziwi, ani nie śmieszy. Paweł Deląg z zasady gra kiepsko i może dlatego wypadł najlepiej. A co do Grażyny Wolszczak, to na jej miejscu wstydziłbym się wystapić w takiej szmirze. Cezary Harasimowicz zrobił swojej żonie wielką krzywdę pisząc wraz z Katarzyną Grocholą beznadziejny scenariusz, który się kupy nie trzyma.

Twórcy mogliby uratować film, gdyby poszli w pastisz gatunku. Zabawa konwencją jest chyba dla nich nieznanym pojęciem. Zamiast zrobić parodię płaczliwych lover story, wzięli swoje „dzieło” na poważnie. Przez to efekt jest podwójnie żenujące. Wstyd, mości panowie filmowcy!

 

HAWAJE, OSLO ***

Wszyscy bohaterzy filmu żyją oddzielnie. Łączy ich silna wola przetrwania, bezradność wobec miłości i… śmierć.

W dniu 25 urodzin Leon (Jan Gunnar Roise) ma spotkać się z Asą (Evy Elise Kasseth Rosten), swoją miłością sprzed kilkunastu lat. Dziewczyna specjalnie z tej okazji przyjeżdża do Oslo. Nie wie o tym, że Leon posiada pewne zaburzenie – kiedy się czegoś przestraszy, zaczyna biec w szaleńczym pędzie przed siebie. Vidar (Trond Espen Seim), jego wierny przyjaciel i pielęgniarz ma prorocze sny w których dotyczące przyszłych zdarzeń. We śnie widzi., jak Leon ginie pod kołami karetki pogotowia. Kiedy się budzi, z przerażeniem stwierdza, że pacjent zestresowany spotkaniem z nie widzianą od lat dziewczyną, uciekł ze szpitala w którym przebywał. Postanawia go czym prędzej odszukać.

Po drodze natyka się na kartkę pogotowia w której rodzi się dziecko Frode (Stig Henrik Hoff) i Milli (Silje Torp Faeravaag). Radość małżeństwa nie trwa jednak długo. Lekarze oznajmiają, że maluch ma ciężką wadę serca i umrze w ciągu kilku dni. Zrozpaczeni rodzice decydują na przewiezienie noworodka do szpitala w Ameryce. Nie mają jednak pieniądzy na kosztowną operację.

Vidar poszukując przyjaciela spotyka dwóch nastolatków Mikkela (Benjamin Lonne Rosler) i Magne (Ferdinand Falsen Hiis). Pochodzący z domu dziecka chłopcy uciekli parze, która chciała ich adoptować. Nie wiedzą, że w tym samym czasie ich biologiczna matka postanawia popełnić samobójstwo.

Tymczasem z okazji urodzin Leona, z więzienia wychodzi jego brat Trygve (Aksel Hennie). Udaje, że przyjechał właśnie z Hawajów o których kiedyś obaj marzyli. Leon jeszcze nie wie, że brat narobi mu sporo kłopotów.

Film posiada zawiłą strukturę. Historie wszystkich bohaterów toczą się obok siebie. Nigdy jednak ściśle nie splatają się ze sobą. Gdyby jednak wyprostować całą opowieść i losy bohaterów opowiedzieć osobno, wyszłaby z tego szmira z pretensjami do wielkiej sztuki.

„Hawaje, Oslo” to przykład, jak trudno stworzyć liryczny obraz o życiu i śmierci nie podpierając się Freudem. Aktorzy na próżno dwoją się i troją. Film był kręcony w upalne lato, ale ma się odczucie, jakby to była surowa norweska zima. Mogło powstać arcydzieło, a powstało mało poruszająca, choć zgrabna produkcja.

 

SHUTTER – WIDMO **1/2

Co to za widmo, które w połowie filmu zamiast strachu wzbudza odruch ziewania?

Młody fotograf Tun (Ananda Everingham) i jego dziewczyna Jane (Natthaweeranuch Thongmee) wracają w nocy samochodem ze spotkania ze znajomymi. Nagle ni stąd, ni zowąd pod koła ich pojazdu wpada dziewczyna. Przerażeni młodzi ludzie nie decydują się pomóc leżącej na jezdni i uciekają z miejsca wypadku. Niedługo potem chłopak obserwuje dziwne białe smugi na wykonanych przez siebie zdjęciach. Tun i Jane zaczyna prześladować widmo potrąconej przez nich dziewczyny (Achita Sikamana)…

Kino azjatyckie specjalizuje się w produkcjach wzbudzających dreszcz strachu. Za niewielkie pieniądze tworzone są filmy potrafiące zainteresować Hollywood. Jednak twórcy „Widma” za bardzo przejęli się sukcesem „Kręgu” i postanowili bezlitośnie skopiować ten najbardziej znany japoński horror. Oglądając „Widmo” co chwilę przeżywamy deja vu. Znajomy wydaje się motyw fotografii na pierwszy rzut oka wyglądających na uszkodzone, a naprawdę pełnych zjaw. Sam upiór jest taki sam jak postać dziewczyny-ducha zabijającej w „Kręgu”.

Konstrukcja scenariusza jest zła, nieskładna, nie posiadająca rytmu. W rezultacie film nie trzyma napięcia. Twórcy nie potrafili pokazać o co im chodzi. Rezultat jest taki, że w połowie zaczynamy się nudzić i wiercić na fotelach niecierpliwie czekając końca. Na dodatek wlokące się zakończenie okazuje się zwykłą zapchaj dziurą.


DZIELNICA!

Utrzymana w stylistyce „South Park” opowieść o dwóch rywalizujących gangach z budapesztańskiego getta. Podstawą fabuły jest zdeformowana historia o nieszczęśliwej miłości Romea i Julii. Cała akcja toczy się w ponurych dzielnicach Budapesztu.

„Dzielnica!” opowiada o dzieciakach pochodzącyh z dwóch rywalizujących gangów w dotkniętej biedą, multietnicznej dzielnicy w Budapeszcie. Ricsi Lakatos, nastoletni syn miejscowego cygańskiego bossa zakochuje się w Julice Csorbie, córce węgierskiego bossa dzielnicy. Po otrzymaniu rady od swego zrzędliwego dziadka ("Najpierw musisz zdobyć pieniądze. Kiedy zdobędziesz pieniądze, zdobędziesz władzę. Kiedy zdobędziesz władzę, zdobędziesz kobietę"), Ricsi decyduje, że jest to metoda na zdobycie ukochanej. Gromadzi więc wszystkie dzieciaki z obu gangów i przedstawia im genialny pomysł szybkiego wzbogacenia się…

Dołącz do dyskusji: Nowości kinowe: Czas, który pozostał, Z ust do ust, Ja wam pokażę!...

0 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl