SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Twórcy autowebinarów często mijają się z prawdą. Udawany live narzędziem marketingu sprzedażowego [OPINIA]

Webinary, czyli seminaria online, to praktyczne, sprawdzone i pomocne rozwiązania, zarówno dla ekspertów, organizujących te spotkania, jak i dla uczestników. Problem w tym, że w ostatnim czasie, jak grzyby po deszczu, powstają autowebinary, czyli przygotowane wcześniej nagrania, które do samego końca próbują – mniej lub bardziej skutecznie – udawać wydarzenia na żywo.  

Autowebinary to nic innego jak przygotowane wcześniej nagranie, udostępniane użytkownikom w dowolnym terminie, a które nie wymaga w zasadzie obecności twórcy podczas odtwarzania nagrań lub ta obecność jest ograniczona, gdy np. prowadzący pojawia się na żywo na samym końcu, odpowiadając na pytania odbiorców. Interakcja odbywa się często w postaci czatu grupowego, na którym organizator może dyskutować z uczestnikami webinaru.  

Są platformy, np. naffy, które oferują współpracę polegającą na tym, że użytkownik publikuje na platformie nagrany wcześniej webinar, ustala jego nazwę, cenę, datę (może wybrać kilka terminów, dostosowanych do różnych stref czasowych) i gotowe. W zasadzie nic więcej go nie interesuje.

Jak informuje naffy: “Kiedy ktoś zapisze się na Twoje wydarzenie, dostanie w wiadomości e-mail link do nagrania, które będzie mógł odtworzyć w wyznaczonym przez Ciebie czasie”.  

Generalnie nie ma w tym nic złego, wręcz przeciwnie – otrzymujemy narzędzie, dzięki któremu w prosty sposób możemy dotrzeć do potencjalnych odbiorców.  

Czytaj więcej: 77 proc. firm stawia na uczciwość w kontaktach z kontrahentami, a 25 proc. - na zysk

Gdzie w takim razie haczyk?  

Niestosowności możemy dopatrywać się w sposobie komunikowania webinaru potencjalnym odbiorcom/klientom. Jeżeli organizator webinaru na etapie sprzedaży (jako sprzedaż rozumiem zmonetyzowanie nagrania, bądź zachęcenie odbiorcy do darmowego udziału, kiedy to odbiorca płaci swoim czasem) mówi wprost, że użytkownik otrzyma od niego nagrania, które zostały przygotowane wcześniej i nie będzie możliwości interakcji w czasie webinaru, nie widzę problemu. Jeżeli potencjalnemu odbiorcy pasuje takie rozwiązanie, ‘zakupi’ produkt, a jeżeli nie, poszuka spotkań online na żywo.  

Gorzej w sytuacji, gdy organizator nie informuje o tym, że webinar został nagrany wcześniej, bądź – co nie jest takie rzadkie – celowo wprowadza w błąd odbiorcę, sugerując, że webinar jest na żywo.  

"Niedopowiedzenie" ze strony organizatora zaczyna się już na etapie promocji (auto)webinaru, kiedy ten komunikuje, że wydarzenie będzie dostępne wyłącznie w wybranym terminie, o konkretnej godzinie (tutaj działa również reguła niedostępności) oraz że spotka się z uczestnikami na żywo.  

“Kiedyś zapisywałam się na webinary z przyjemnością. Dopóki nie wchodząc o danej godzinie okazywało się, że to wcale nie jest na żywo, tylko bardziej o tej godzinie była premiera materiału, który mogę obejrzeć także kolejnego dnia i miesiąc później. Fajnie jeśli chodzi o dostępność, niefajnie jeśli nastawiasz się na dostępność eksperta, który mógłby odpowiadać na pytania i wejść w konwersację z uczestnikami” – czytam na LinkedInie w komentarzu, który opublikowała jedna z użytkowniczek pod wpisem o autowebinarach, mającym skłonić do dyskusji o etyce tychże.

Komentujący wspomniany powyżej wpis ochoczo dzielą się swoimi doświadczeniami z webinarami live, które potem okazały się nie live a auto.  

Czytaj więcej: Fikcyjne badania, zawyżone ceny. UOKiK znów karze za pokazy handlowe

Nieudolna mistyfikacja

Dowiadujemy się, że niektórzy twórcy webinarów już w trakcie samego nagrania w bezczelny sposób sugerują, że łączą się na żywo, mówiąc do kamery: „sprawdzam, czy mnie dobrze widać, piszcie w komentarzu, czy mnie słyszycie i z jakiego miasta jesteście”.  

Skąd wiemy, że ta ‘interakcja’ jest fikcją? A stąd, że organizator webinaru dystrybuuje tę samą treść w różnych terminach i każdy kolejny odbiorca, otrzymuje to samo stare nagranie, komunikowane cały czas jako live.

Wielu z twórców próbujących zataić fakt, że uczestnicy oglądają nie transmisję na żywo a wcześniejsze nagranie, powołuje się na czat, sugerując że na komunikatorze ma miejsce autentyczna dyskusja w czasie rzeczywistym. Na czacie oczywiście coś się dzieje, pojawiają się wpisy, prowadzący odnosi się do wybranych komentarzy, pytań. Ale...

“Ostatnio miałam wątpliwą przyjemność brać udział w spotkaniu, które było udawane, że jest na żywo. Gość miał wyłączony czat, coś tam mówił, zadawał pytanie, włączał czat i nagle odpowiadał na pytania, których nie było na czacie. Całe spotkanie było żenujące. Oczywiście nie omieszkałam tego przekazać prowadzącemu” - głosi jeden z komentarzy. 

Kolejnym istotnym wątkiem jest gotowy scenariusz, z którego często korzystają twórcy bezpłatnych (auto)webinarów. Najpierw przez około 40 minut otrzymujemy zdawkową wiedzę na interesujący nas temat, właściwie ślizgamy się po temacie, a kolejne 20 minut to agresywna sprzedaż szkolenia/ kursu/ książki, które miałyby pogłębić tę wiedzę. I oczywiście zawsze czeka nas promocja pod warunkiem, że kupimy dany produkt/ usługę “tu i teraz”.  

Poniżej kolejny komentarz z LinkedIna, opisujący właśnie tego typu historię:

“Jedna z ”ekspertek" na LinkedIn promuje swoje darmowe webinary na żywo na Facebooku dotyczące kariery w rekrutacji. Nie dość, że spotkanie jest wcześniej nagrane, to jeszcze w trakcie zadawane są pytania na czacie przez boty (trochę nieudolnie zrobione, gdyż najpierw ona odpowiada,  a dopiero potem pojawia się pytanie). Oczywiście całość webinaru sprowadza się do kupienia pakietu kursów odmieniających życie za jedynie 1200 zł (z 3600 zł!)"

Czytaj więcej: Na LinkedIn "grasują" pseudoeksperci. “Szkodzą całemu rynkowi”

Temat autowebinarów nie jest oczywisty, ponieważ z jednej  strony są praktycznym narzędziem, które możemy wykorzystywać do nagrania treści i nieograniczonej dystrybucji wśród użytkowników. Z drugiej, autowebinary to często nic innego jak marketing sprzedażowy, gdzie sprzedający kradną nasz czas, uprawiają agresywną sprzedaż, wykorzystując przy tym szereg niedopowiedzeń czy nieetycznych sztuczek.  

Dołącz do dyskusji: Twórcy autowebinarów często mijają się z prawdą. Udawany live narzędziem marketingu sprzedażowego [OPINIA]

4 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Janusz
Zajmujecie się strasznymi pierdołami jak na portal branżowy [OPINIA]
5 1
odpowiedź
User
webpitolenie
autowebinar
Nawet w słowniku języka polskiego nie ma takiego słowa.
Jest tylko: webinar, webinarium
Zachwaszczony język makabrycznie!
webinarium - spotkanie odbywane w komunikacji internetowej, służące szkoleniom, seminariom i innym formom nauki lub pracy wymagającym obustronnej komu...
1 1
odpowiedź
User
Pikuś
Stacje telewizyjne już od dziesiątek lat oszukują widzów np. podczas wejść "na żywo " w serwisach informacyjnych .Materiały są przygotowywane wcześniej a potem w "odpowiednim momencie" emitowane z logo "live ".
1 0
odpowiedź