SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Jan Dworak: TVP nie może kierować dyletant

- W obecnym konkursie na prezesa TVP brak jest wymogów dotyczących doświadczenia zarządczego u kandydatów. A media wymagają kompetencji. Nie można dopuścić, aby półtoramiliardowym budżetem TVP kierował dyletant. Mówię to, bo wiadomo, że decyzje personalne zapadną w lokalu partyjnym Prawa i Sprawiedliwości przy ul. Nowogrodzkiej - mówi nam Jan Dworak, przewodniczący KRRiT w latach 2010-2016.

Jan Dworak jako przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, foto: PAP/Jakub Kamiński Jan Dworak jako przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, foto: PAP/Jakub Kamiński

Z Janem Dworakiem, który w latach 2010-2016 pełnił funkcję przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, rozmawiamy o sukcesach i porażkach Rady w czasie jego kadencji, a także m.in. o aktualnej sytuacji w mediach publicznych, przeprowadzanym aktualnie konkursie na nowy zarząd TVP oraz o możliwych rozwiązaniach dotyczących poprawy ściągalności abonamentu rtv.


Krzysztof Lisowski: Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji pod Pana przewodnictwem zakończyła właśnie swoją kadencję. Co było - Pana zdaniem - Waszym największym sukcesem, wypracowanym w ciągu tych sześciu lat?
Jan Dworak, przewodniczący KRRiT w latach 2010-2016
: Udało nam się dotrwać do końca kadencji, a Prezydent RP nie potwierdził decyzji Sejmu i Senatu o odrzuceniu sprawozdania Rady za ubiegły rok. To trochę żart. A zupełnie poważnie, nasza kadencja była okresem bardzo intensywnym, wiele się wydarzyło. Na pewno sukcesem było dokończenie cyfryzacji nadawania telewizyjnego, czego dokonaliśmy wspólnie z Ministerstwem Administracji i Cyfryzacji oraz z Urzędem Komunikacji Elektronicznej. Proces cyfryzacji został przeprowadzony niemal bez żadnych problemów, a wielu odbiorców w Polsce otrzymało nowe programy.

Pewne problemy na tym polu jednak były - choćby fakt, że KRRiT nie udzieliła koncesji na nadawanie cyfrowe TV Trwam, co spotkało się nie tylko z dyskusją w mediach, ale także z doniesieniami do prokuratury i postępowaniem przed komisją sejmową.
Podjęliśmy prawidłową decyzję nie przyznając miejsca na multipleksie TV Trwam i potwierdziły to wszystkie późniejsze orzeczenia sądowe. TV Trwam nie otrzymała koncesji, ponieważ nie spełniła koniecznych wymogów proceduralnych. A my szanowaliśmy prawo. Nasza decyzja wywołała wielkie protesty, inspirowane przez nadawcę, który mimo wszystko próbował wymusić korzystną decyzję.

Na początku kadencji KRRiT postawiła sobie za jeden z celów uzdrowienie sytuacji w mediach publicznych. Udało się ten cel zrealizować?
Niestety, nie. Politycy po wyborach ubiegłego roku upolitycznili wybory władz. Na razie owoce tego są fatalne. Natomiast dzięki wpisanemu do ustawy w 2010 roku przepisowi o planach finansowo-programowych wypracowaliśmy mechanizm rzeczywistej kontroli nad wydawaniem społecznych pieniędzy z abonamentu, zarówno podczas planowania, jak i rozliczania publicznych środków. To uważam za osiągnięcie w zarządzaniu mediami publicznymi.

Ściągalność abonamentu jest jednak wciąż niewielka.
Ustawa o abonamencie jest wadliwa i trzeba ją zmienić. Poruszaliśmy się w ramach tego, co możliwe. W 2011 roku pieniądze z abonamentu stanowiły 13 proc. budżetu TVP, dziś około 30 proc. W trakcie kadencji zintensyfikowaliśmy wspólne działania z Pocztą Polską, urzędami skarbowymi i innymi instytucjami,, co zaowocowało zwiększeniem wpływów z abonamentu z 440 mln w 2011 r. do 750 mln zł w 2014 i 2015 r. W przypadku Polskiego Radia i regionalnych rozgłośni radiowych niemal gwarantuje to wypełnianie misji publicznej. Dla telewizji to oczywiście za mało.

Obecny system pobierania abonamentu jest wciąż nieskuteczny. Dlaczego KRRiT nie zintensyfikowała działań mających na celu wprowadzenie nowego systemu?
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nie ma inicjatywy ustawodawczej, więc pracowaliśmy nad zmianami ustawowymi w ramach zespołu powołanego jeszcze przez ministra Bogdana Zdrojewskiego. Wypracowaliśmy projekt najlepszego systemu poboru opłaty dla mediów. To składka audiowizualna płacona nie przez gospodarstwa domowe, a przez osoby wykazujące dochody. Jest to mechanizm najprostszy, najtańszy i najłatwiejszy do wprowadzenia. Sprawdzony w Finlandii. Niestety, na razie pozostaje na papierze.

Co Pan myśli o pomyśle poboru abonamentu w oparciu o listę gospodarstw domowych Poczty Polskiej, o czym mówił przewodniczący Rady Mediów Narodowych Krzysztof Czabański? Czy taki pomysł ma szansę powodzenia?
Podam przykłady. W Niemczech przy reformie abonamentu kilka lat temu pozostawiono płatność „od lokalu”. Prowadzenie tej jedynej w państwie bazy danych gromadzącej lokale wymagało powołania odrębnej spółki, w której pracuje dwa tysiące ludzi. W Finlandii natomiast składkę przerzucono na poszczególnych odbiorców, obywateli - i to wymagało jedynie niewielkich zmian w programie komputerowym aparatu skarbowego.
W Polsce Poczta Polska odlicza sobie na koszty 6 procent zebranego abonamentu. Twórcy „opłaty licznikowej” w ogóle nie zrobili rzetelnego wyliczenia kosztów. Nasze szacunki dotyczące „składki audiowizualnej” mówią o kosztach operacyjnych poniżej dwóch procent. Więc o czym my mówimy? Skarbowy aparat państwa nie chce się tego podjąć, bo ma może inne, może większe problemy. Ale może się chce tylko wymigać? Warto się tego dowiedzieć.

Jak Panu podobają się zasady przeprowadzania konkursów na nowe zarządy mediów publicznych?
Zasady konkursu są takie, jak poprzednio, ale z jednym znaczącym wyjątkiem: brak jest wymogów dotyczących doświadczenia zarządczego u kandydatów. A media wymagają kompetencji. Im większa spółka, tym bardziej tego wymagają. Nie można dopuścić, aby półtoramiliardowym budżetem TVP kierował dyletant. Rządzący powinni zrozumieć to choćby we własnym interesie. Mówię to, bo wiadomo, że decyzje personalne zapadną w lokalu partyjnym Prawa i Sprawiedliwości przy ul. Nowogrodzkiej.

Chciałbym zapytać o kwestię konkursów do rad nadzorczych mediów publicznych - kandydatów miały przedstawiać uczelnie wyższe? Czy to był dobry pomysł?
To jedno z rozwiązań, które zostało wpisane do ustawy w 2010 r. Konkursy były transparentne, kandydaci musieli spełniać jasno określone kryteria, posiadać doświadczenie w zarządzaniu, wiedzę o rynku mediów. Członkami rad nadzorczych zostały osoby o wysokich kwalifikacjach, niejednokrotnie doktorzy i profesorowie ekonomii, prawa, zarządzania. W organizowanych przez nas konkursach wprowadziliśmy zasadę rozdziału funkcji we władzach mediów publicznych od stanowisk politycznych pochodzących z wyboru. W ostatnim konkursie z 2014 roku udało nam się tę zasadę zrealizować bez żadnego wyjątku.

Dlaczego pojawia się tak wiele zarzutów, że media publiczne w ciągu ostatnich lat były tubą propagandową dla PO? Pewne środowiska podkreślają, że programy informacyjne TVP czy Polskiego Radia były laurką wystawianą dla rządu PO?
Należy dobrze zachować właściwe punkty odniesienia. Były, oczywiście przypadki stronniczości i odnotowywaliśmy je w naszych monitoringach po każdej kampanii. Do dziś są dostępne w internecie. Monitoringi prowadzone przez medioznawców na zlecenie KRRiT z uwzględnieniem obiektywizujących kryteriów nigdy nie mówiły o drastycznych nadużyciach w TVP. Nie zdarzyło się, żeby przemilczała jakieś istotne społecznie, a niewygodne dla rządzących fakty. Ani w sprawie wieku emerytalnego, ani w sprawie funduszy emerytalnych, ani w sprawie katastrofy smoleńskiej, podsłuchów w restauracji Sowy i wielu innych nie brakowało opinii wszystkich zainteresowanych stron. Jakże inaczej wygląda to dzisiaj, z jawną cenzurą i stronniczością, którą obecny prezes TVP publicznie się chwalił.

Rzeczywiście mamy obecnie do czynienia z jawną cenzurą i stronniczością w TVP?
Najbardziej jaskrawe było ocenzurowanie wypowiedzi prezydenta Obamy podczas szczytu NATO w Warszawie, ale przykłady można mnożyć. Niemal każde wydanie „Wiadomości” zawiera audycje, których autorzy za nic mają etykę dziennikarską. Proszę też spojrzeć na inne propozycje programowe. Żadnego ciekawego pomysłu. Na początku roku odgrzewanie pozycji z innej telewizyjnej epoki: „Teleranka”, „Pegaza”, „Sondy”, zapowiadanie „Dobranocki”, wyglądało na żart z publiczności. Wszystkie one, lepsze i gorsze, poniosły klęskę, bo musiały polec w zupełnie innej rzeczywistości i wobec publiczności o zupełnie innych oczekiwaniach. W lecie były piękne i wartościowe imprezy masowe: mistrzostwa w piłce nożnej, Igrzyska Olimpijskie, Światowe Dni Młodzieży w Krakowie. Przygotowania do nich trwały długo, dobra praca ekip realizacyjnych w takich imprezach to godny pochwały standard, ale jaka tu zasługa nowego kierownictwa? Podobnie rzecz ma się z ramówką jesienną: dominują stare, dobre, lubiane seriale i sformatowana rozrywka. Poza polityczną propagandą nie zauważyłem na razie nic, co byłoby twórczym wkładem w program obecnej ekipy. Chyba, żeby za taki wkład uznać „Studio Ya-yo” czy „W tyle wizji”. Lepiej to przemilczeć.

No dobrze. Wszyscy krytykują TVP, ale weźmy jako przykład TVN. Np. w przypadku „Faktów” sama KRRiT na bazie swoich badań stwierdziła, że program ten jest z kolei rządowi bardzo nieprzychylny.
Istotą mediów jest krytyczne patrzenie na życie społeczne, w szczególności tam, gdzie podejmowane są ważne decyzje dotyczące obywateli. Krytyka polityków rządzących przez media to abecadło demokracji. Media prywatne w Polsce bywają o wiele bardziej stronnicze niż TVN - najlepszym przykładem jest Telewizja Trwam, która zaprasza wyłącznie polityków prawicowych, głównie PiS, po to, by ich promować. Mamy też prawicową Republikę i lewicową Superstację.

Media publiczne mają natomiast dodatkowy szczególny obowiązek - to jest obowiązek tworzenia i rozwijania wspólnoty, konsensusu społecznego czy narodowego. Oczywiste, że konsensus ten zakłada szacunek dla naszego wspólnego państwa. Tyle, że obecne władze TVP mylą wspólnotę Polaków z prymitywną prorządowością. A przecież wspólnotę tworzą wszyscy - o poglądach takich i owakich, różnych preferencjach i różnym pochodzeniu. Sztuka polega na ciągłym tworzeniu trwałego spoiwa opartego na podstawowych wartościach obywatelskich i ludzkich, a nie na prymitywnej stronniczej propagandzie. Propaganda uniemożliwia uczciwą debatę i wyklucza część obywateli. Utrudnia rozwój. To wielkie słowa, ale bez zrozumienia i praktykowania tego podstawowego zadania przez publiczne media, tracą one rację swojego istnienia.

Jak Pan ocenia obecną sytuację w Polskim Radiu?
Polskie Radio jest dowodem na to, że właściwe publiczne finansowanie jest warunkiem koniecznym, ale niewystarczającym dla dobrego funkcjonowania mediów. Program 1, który od dłuższego czasu nie mógł znaleźć swojej formuły programowej, od czasu „dobrej zmiany” traci słuchaczy jeszcze szybciej. Na razie nie widać, żeby to miało się zmienić, a nowy projekt - PR 24 - jest oceniany nisko. Radio ma dodatkowy poważny problem: jest, jak to się mówi, analogową wyspą na cyfrowym oceanie. Musi odpowiedzieć na pytanie, jak się zmienić, żeby nadal istnieć. Odpowiedzią, którą myśmy przygotowywali, była pełna cyfryzacja nadawania z wprowadzeniem rozsiewczego systemu DAB+. To niełatwy proces. Jeszcze przed odejściem ogłosiliśmy konsultacje społeczne „Zielonej Księgi” cyfryzacji radia. Obecne władze radia nie mają do DABu przekonania, a tu chodzi o decyzje nie tylko władz Polskiego Radia, ale też KRRiT i rządu.
 
Znamy już wszystkich członków nowej KRRiT, która właśnie rozpoczęła swoją działalność. Co wskazywałby Pan jako najpilniejszą sprawę do załatwienia dla nowej Rady?
Zostawiliśmy nowej KRRiT wiele załatwionych spraw i wiele do załatwienia. Sprawy, które dostrzegamy, przekazaliśmy nowej Radzie w założeniach do Strategii Regulacyjnej na lata 2017-2019. Mowa jest tam i o przygotowywanych zmianach w medialnym prawie europejskim, o uproszczeniu przepisów krajowych, o ochronie dzieci i młodzieży przed niepożądanymi treściami w internecie, i o potrzebie rozwoju mediów obywatelskich - nie wymienię wszystkiego.
Skoro jednak pan, redaktorze, pyta o sprawę najpilniejszą, to muszę podać to, co zdominowało też naszą rozmowę - węzeł gordyjski mediów publicznych. Staraliśmy się i myślę, że zrobiliśmy sporo, ale widzimy, że wiele jest jeszcze do zrobienia. Oczywiście, jest to zadanie nie tylko Krajowej Rady, wymaga konsensusu politycznego w naszym kraju, na co się nie zanosi w najbliższym czasie, ale to Krajowa Rada „jest rzecznikiem interesu publicznego w mediach” i tego zadania z siebie zdjąć nie może.

O rozmówcy
Jan Dworak, w latach 2010-2016 członek oraz przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. W latach 2004-2006 był prezesem zarządu TVP. Wcześniej był m.in. producentem telewizyjnym (produkował m.in. „Wieczór z Alicją” Alicji Resich-Modlińskiej oraz takie seriale, jak „Miodowe lata” oraz „Kasia i Tomek”).

 

Dołącz do dyskusji: Jan Dworak: TVP nie może kierować dyletant

22 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Maria Fort
Tak upartyjnionej Rady jak za p. Jana Dworaka nie było i nie będzie. Zawiązano koalicje Platformy, SLD i PSL i obsadzono wszystkie stanowiska zarówno w Telewizji Publicznej jak też w każdej innej instytucji. Koncesje przyznawano swoim. Teraz także z tą demokracja nie jest najlepiej jednak jest p. Braun z Platformy przedstawiciel Kukiza. Problemem są teraz jednak kompetencje i to doprowadzi do poważnych problemów Mediów Publicznych. Niestety bedą one zmarginalizowane. Jak tak dalej pójdzie to spadnie dalej oglądalność i media te staną się marginalne. Komercyjne już odbijają szampany.
0 0
odpowiedź
User
knur
knur
0 0
odpowiedź
User
Ała
Ależ może. Jeśli Najwyższy Przywódca tak postanowi, to może być nawet Misiewicz. Ale ten nie jest już w łaskach.
0 0
odpowiedź