Z 57 tomów akt śledztwa smoleńskiego, które zdobył „Wprost”, wynika, że poseł PSL Leszek Deptuła w momencie katastrofy dzwonił do swojej żony. Jej relacja złożona w prokuraturze jest poruszająca.
Wdowa po pośle PSL Joanna Krasowska-Deptuła zeznała, że mąż dzwonił do niej w momencie wypadku. Kobieta nie odebrała i po telefonie zostało nagranie na jej poczcie głosowej. „Między godziną 9 a 9.30 na mój telefon przyszła poczta głosowa, na której było zarejestrowane nagranie głosu mojego męża, który krzyczał: <<Asia, Asia>>. W tle słychać było trzaski, a właściwie to głos mojego męża był w tle. Słychać było też głosy ludzi, jakby głos tłumu (…). Nie rozpoznałam słów, był to krzyk ludzi. Nagranie trwało 2-3 sekundy. Trzaski były krótkie, ostre dźwięki. Tak jakby łamał się wafel lub plastik plus dźwięk przypominający hałas wiatru w słuchawce telefonu” – zeznała Krasowska-Deptuła, która odsłuchała tę wiadomość dopiero, gdy usłyszała o katastrofie w telewizji. Potem nagranie się skasowało. Dzień później kobieta poinformowała o wszystkim Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która miała odnaleźć nagranie i je zbadać.
Rozmawialiśmy z wdową po pośle Deptule. – Jestem na sto procent pewna, że to był głos męża i że nagranie pochodziło z chwili katastrofy. Niestety nie znam wyniku ekspertyzy ABW – mówi.
Czy to oznacza, że ktoś mógł przeżyć zderzenie samolotu z ziemią? Funkcjonariusze BOR, którzy zeznawali w prokuraturze zgodnie twierdzą, że nie. Choć faktem jest, że kilkadziesiąt minut po wypadku na lotnisku rozeszła się plotka, że trzy osoby przeżyły. „Dotarła do nas informacja, że w stanie ciężkim przewieziono je do szpitala” - zeznał funkcjonariusz BOR Krzysztof D.
„Okazało się, że nic takiego nie miało miejsca” – powiedział w prokuraturze Andrzej R. z Biura Ochrony Rządu. Pogłoska miała pochodzić z polskich mediów, które podały, że z lotniska odjechały trzy karetki. A zweryfikowali ją BOR-owcy i jeden z konsuli ambasady w Moskwie.
Michał Krzymowski
Marcin Dzierżanowski
Więcej - w najnowszym numerze tygodnika WPROST.