'Jesteśmy wdzięczni, dziękujemy' - ludzie mediów o Ryszardzie Kapuścińskim
M.in. T. Lis, A. Turski, T. Wróblewski, R. Ziemkiewicz, J. Żakowski, Z. Bajka, B. Chrabota wspominają zmarłego we wtorek Ryszarda Kapuścińskiego.
Tomasz Lis, Członek Zarządu Telewizji Polsat ds. programowych
Ryszard Kapuściński był człowiekiem. Dzięki temu, że był nim naprawdę, w każdym calu, a także dzięki wielkiej pokorze i wielkiemu talentowi stał się genialnym reportażystą i wybitnym pisarzem. Miał w sobie niezwykłą ciekawość świata, chęć patrzenia na niego tak, by go poznać, a nie potwierdzić swe wyobrażenia o nim. Miał też dar głębokiej refleksji na temat tego co widzi i słyszy. A na dodatek miał fantastyczną zdolność opisywania tego świata i to nie za pomocą politologicznych formułek, lecz wychodzenia od szczegółu i docierania do jakiejś prawdy ogólnej. Jak każdy wybitny artysta, bo był Kapuściński artystą, znalazł klucz do świata, a jednocześnie nie uciekał od tego co charakteryzuje wielką sztukę – od prostoty. Jestem, jak tysiące polskich dziennikarzy i miliony czytelników, wdzięczny za jego książki. Śmierć Ryszarda Kapuścińskiego to coś nieporównanie większego, niż tylko strata dla polskiego dziennikarstwa. To strata dla Polski, dla nas, którzy mamy coraz mniej autorytetów, bo najwybitniejsi ludzie w ostatnich latach odchodzą. To także strata dla milionów ludzi na całym świecie, których Kapuściński uczył ciekawości świata, a do tego część tej ciekawości potrafił zaspokoić. Ryszard Kapuściński na szczęście zostawił nam bardzo wiele. Jest do czego wracać, jest co czytać, jest o czym pamiętać. A dziś jest moment, by oddać mu hołd. Jak? Najlepiej wziąć do ręki którąś z jego książek i znowu ją przeczytać.
Maciej Strzembosz, Scenarzysta, właściciel firmy Studio A.
To był wielki pisarz, który zaczynał jako dziennikarz i reporter, ale od pewnego momentu nie miało to już znaczenia, tak jak nie miało znaczenia skąd wysnuwał swoje historie Borges. Kapuściński będzie czytany nawet wtedy, gdy świat, który opisywał wyda się przyszłym czytelnikom okrutną fikcją. Bo siłą wielkiego pisarstwa jest to, że stwarza światy na nowo, nawet jeśli w pierwszym, pobieżnym oglądzie ulegamy złudzeniu, że mamy do czynienia tylko z opisem.
W panteonie wielkich pisarzy jest i Tukidydes, który uważał się za historyka; i Borges, który uważał się za fantastę; jestem przekonany, że znajdzie się w nim miejsce dla Kapuścińskiego, który uważał się za reportażystę.
Zbigniew Bajka, medioznawca - Uniwersytet Jagielloński
Kim był?
Najbardziej odpowiada mi określenie: „był wielkim świadkiem epoki”. Jeden z artykułów o Kapuścińskim w prasie brytyjskiej zatytułowano: „The reporter as poet”. Dla mnie był także jednym z wielkich Polaków, bliskim – pasją przygody i chęcią zrozumienia innych nacji – jak J. Conrad i B. Malinowski. Wreszcie – jak napisano w „Uchwale Senatu Uniwersytetu Jagiellońskiego w sprawie nadania godności doktora honoris causa UJ Panu Ryszardowi Kapuścińskiemu” w roku 2004 – był „jednym z najwybitniejszych reporterów wszystkich czasów”, (...) i „stał się jednym z najsłynniejszych w świecie polskich pisarzy, wybitnym autorytetem moralnym, prawdziwym ambasadorem kultury polskiej”, (...) „w swej działalności reporterskiej posługiwał się nie tylko wiedzą nabytą w czasie licznych podróży po całym świecie, ale również niespotykanie rozległą erudycją w dziedzinie historii, antropologii i innych dziedzin wiedzy humanistycznej, która uczyniła zeń reportera – myśliciela, zdolnego do głębokiej refleksji nad sytuacją opisywanych krajów i ludów”.
Jaka jest to strata dla polskiego dziennikarstwa?
Niepowetowana! Myślę, że za mojego życia nikt taki się nie pojawi. Oby pojawił się jeszcze kiedyś. Był zatroskany stanem dziennikarstwa, nie tylko polskiego. Jako „dziennikarz wieku” powinien być wzorcem dla dzisiejszych dziennikarzy. Niestety, myślę, że wielu polskich dziennikarzy nie przeczytało żadnej książki Mistrza. W wywiadzie dla „Pressu” mówił: „Problem poziomu naszego dziennikarstwa wynika nie z konkurencji, lecz z braku średniego pokolenia, które wraz ze zmianą ustroju wypadło z zawodu. Dziennikarstwo jest funkcją kultury, a ponieważ nastąpiła ogólna przemiana społeczna, musiało się też zmienić dziennikarstwo. Minie kilka lat, nim wyrośnie średnie pokolenie dziennikarzy i zostanie przywrócony normalny rytm zmiany pokoleniowej”.
Kim był dla mnie Ryszard Kapuściński?
Był Mistrzem!!! Mam wszystkie Jego książki, do niektórych wracałem, jak choćby do „Cesarza” i „Podróży z Herodotem”, nie tylko dlatego, że jestem „primo voto” historykiem. Kilkakrotnie byłem blisko Niego, np. kiedy w warszawskim Sheratonie otrzymał tytuł „Dziennikarza Wieku”, czy kiedy otrzymał godność doktora honoris causa mojej uczelni.
Zawsze fascynowało mnie jego ukochanie szczegółu. W „Lapidarium” pisał, komentując postawę robotników gdańskich w roku 1980, o „naturalnej nieufności do odpowiedzi ogólnych”. W „Szachinszachu” z kolei twierdził, że „operatorzy nadużywają planów ogólnych. W ten sposób gubią szczegóły. A przecież przez szczegóły można pokazać wszystko”. I ta właśnie troska o szczegóły jest jedną z charakterystycznych cech Jego twórczości. Dlatego, wszędzie gdzie jechał zamierzał „patrzeć, chodzić, słuchać, wąchać, myśleć, pisać” („Wojna futbolowa”). Zachwycałem się „Cesarzem”, styl narracji, ale nie wiedziałem – to mnie męczyło – że skądś to już znam. Potem, dzięki jakiejś mądrej recenzji, uświadomiłem sobie odniesienia jego stylu pisania do Gombrowicza, a także, że styl Jego narracji naśladuje staropolskie pamiętniki szlacheckie.
Kocham Jego autoironię i poczucie humoru. Ot, taki drobiazg; bodajże w „Podróżach z Herodotem” jest charakterystyka Jego afrykańskiego kierowcy, przewodnika i tłumacza zarazem: z angielskiego znał tylko dwa wyrazy – „problem” i „no problem”; gdy coś się działo mówił „problem!”, gdy ja pytałem, czy jest jakiś problem, odpowiadał „no problem” (cytuję z pamięci). I – jak pisze Kapuściński – rozumieliśmy się rzeczywiście bez problemów. W ostatnich latach był nie tylko pisarzem, był człowiekiem-instytucją, próbującym wyjaśnić najbardziej istotne problemy współczesnego świata i znaleźć rady na ich rozwiązanie. Dlatego Jego książki były tłumaczone na tak wiele języków, dlatego był kochany i szanowany w wielu krajach świata.
Bogusław Chrabota, Redaktor Naczelny Telewizji Polsat
„Jeśli rewolucja jest dobra dla ludu, jestem za rewolucją” - to cytat z Hajle Sellasje zamieszczony przez Ryszarda Kapuścińskiego w „Cesarzu”. Na sam koniec książki, na ostatniej stronie. Zdanie niebywałe, zdanie pomnik, zdanie ideał. Kapuściński umiał znajdować takie zdania. Ale nie tylko dla takich zdań czytało się jego książki.
Mówią o nim – reporter, nawet „reporter wieku”. Ale tak naprawdę Ryszard Kapuściński był pisarzem, który prócz tego, że posiadł niecodzienną umiejętność pisania wyjątkowo ciekawie, potrafił uwrażliwić na sprawę, oddać słowem koloryt etyczny zjawisk, z którymi się stykał. Większość jego książek nie pozwalała zostać obojętnym. Może to właśnie On zafundował nam tożsamość, która uczyniła z Polaków końca zeszłego stulecia kogoś więcej, niż tylko „spóźnionych przechodniów świata…”.
Był pisarzem ważnym. Jednym z ważniejszych. „Cesarz”, „Szachinszach”, a pewnie nade wszystko „Heban”, były książkami formacyjnymi. Kształtowały postawy całych pokoleń. Ilu jeszcze pisarzy miało dar od Boga, by takie książki pisać? Sienkiewicz, Gombrowicz, Miłosz, Herbert. Kto jeszcze? Niewielu. Właściwie trudno sobie wyobrazić edukację pokolenia, do którego należę bez prozy Kapuścińskiego.
Co go interesowało jako pisarza? Ktoś w jednym z wywiadów tłumaczył, że fenomen władzy. Pewnie tak, ale obok wszystkiego innego; ludzi, zdarzeń, historii, jej prawideł, polityki. Fenomenalny „Heban” pokazuje to najpełniej. W książce pojawia się całe spektrum Afryki, od wielkich wojen i rewolucji po mikroświaty drzemiących w upale ludzi, którzy od tygodni czekają na autobus i smutnego losu kobry przygniecionej kanistrem na glinianej powale opuszczonej chaty.
„Jeśli rewolucja jest dobra dla ludu, jestem za rewolucją”. Sam Kapuściński pewnie by tej sentencji nigdy nie ukuł. Jeśli był czegokolwiek przeciwnikiem do końca, to - mam wrażenie – był wrogiem wojen i rewolucji, oraz tych, co mają usta pełne frazesów o „dobru” dla ludu. Kiedy i gdzie się tego nauczył? Czy pracując jako korespondent wojenny? Osobiste wyznania w „Wędrówkach z Herodotem” raczej temu przeczą. Może istotnie nie trzeba widzieć tyle wojen co Kapuściński, by dojść do tych elementarnych prawd; mieć to – jak On – ot, tak, po prostu w sobie... .
Tomasz Wróblewski, wiceprezes Polskapresse
Jeżeli ktoś zdefiniował moje życie zawodowe to na pewno Ryszard Kapuściński. I bardziej niż jego znajomość świata, to jego pokora dla jego odmienności. Bardziej niż jego wielkie książki o świecie jego zbiór polskich tekstów "Busz po Polsku". Jego wizjonerstwo, człowieka, którego pamiętam jeszcze z lat 70. po powrocie z Afryki. W czasach kwitnącego PRL-u uspakajał nas - to się rozpadnie - od Uralu po Łabę.
Ten reżim niczym nie różni się od tego w Addis Abebie.
Marcin Bochenek - członek zarządu TVP
Myślę, ze Ryszard Kapuściński był przede wszystkim artystą słowa. To, co szczególnie urzeka w jego tekstach, to właśnie dbałość o formę, o język. Sądzę, że Ryszard Kapuściński już dość dawno przestał przynależeć do świata dziennikarskiego. Był pisarzem. W ostatnim czasie dla mnie najciekawsze w jego twórczości było właśnie zmaganie się z materią języka. W młodości niezwykłe wrażenie zrobiły na mnie przeczytane książki "Cesarz" i "Szachinszach". Opis samotności, alienacji władzy, wreszcie niezwykły obraz narastającej rewolucji w Iranie (acz nie dostrzeganej prze władcę), miały wpływ na moje zainteresowania problemem totalitaryzmu i na sięgnięcie po takich autorów jak Besancon, Amalrik czy później Zdziechowski.
Andrzej Turski, TVP2
Zetknąłem się z nim po raz pierwszy jako student dziennikarstwa. Był to koniec lat sześćdziesiątych. Opowiadał o swojej pracy w Ameryce Łacińskiej i Afryce. Bardzo Mu zazdrościłem podróży. Bezskutecznie wyjaśniał, że oglądanie nieszczęść tego świata do przyjemności nie należy. Po kilku latach poznałem Go osobiście. Był niezwykle skromny i cichy. Z trudem dawał się namówić na rozmowę. Wszystko co mówił było na swój sposób odkrywcze i bardzo pogłębione. Zawsze wyciągał swoje własne wnioski z wydarzeń na świecie. Miał dar innego patrzenia.
Krystyna Lubelska, Polityka
Szkoda, że nie dostał Nagrody Nobla, bo na pewno sprawiłaby mu wiele radości, ale nie przypuszczam, żeby był bardzo rozczarowany faktem, że jej nie otrzymał. Za dobrze rozumiał mechanizmy rządzące tym światem. Dyskusję, czy Kapuściński był dziennikarzem czy pisarzem, uważam za niepotrzebną. Występował w dwóch rolach jednocześnie. Opisywał przecież wydarzenia rzeczywiste, tak jak to robią dziennikarze, ale nadawał im charakter uniwersalny tak, jak to robią pisarze. Pamiętam, że lektura "Szachinszacha" była dla mnie wstrząsem. Myślę, że wówczas dotarła do mnie, jakkolwiek dziś naiwnie to brzmi, złożoność aparatu władzy, powiązań różnych struktur, wzajemnych zależności, dochodzenia do dyktatury i wywoływania rewolucji. Nie umiem powiedzieć, w jakiej mierze ta książka zmieniła mój sposób patrzenia na to, co się dzieje wokół, ale z całą pewnością tak się stało.
Jestem wdzięczna Ryszardowi Kapuścińskiemu za to, że podróżował po świecie i że potrafił przekazywać prawdę o nim, w sposób wyjątkowy. Bez nienawiści, ze zrozumieniem. Żałuję, że nigdy Mu za to nie podziękowałam. Robię to teraz, choć jest już za późno. Warto mówić ludziom takie rzeczy, dopóki żyją.
Karolina Korwin Piotrowska - TVN Style, Radio PiN
Kim był?
Wielkim, mądrym, wyczulonym i wrażliwym na człowieka i otaczający go świat, obserwatorem. Bez schematów, szuflad, głupich uprzedzeń, on po prostu obserwował i fantastycznie słuchał. W czasach, gdy używamy coraz mniejszej ilości słów, a te, które używamy, często stosowane są w sposób urągający dobremu smakowi, głupi, haniebny, obrażający inteligencję odbiorcy i naszą, on był ostatnim mohikaninem słowa.
Jaka jest to strata dla polskiego dziennikarstwa?
Ogromna. Każda gazetka, nawet głupawe pisemko kobiece, chce mieć swój, tak zwany, dział reportażu. A co to w praktyce jest? Jakieś wypocinki, oblane lukrowatym sosem, w morzu banału. Na stroniczkę albo dwie. Koszmarek pod niezłym szyldem. Przedstawiciel dobrej, starej szkoły, która na pierwszym miejscu stawiała pokorę, ciekawość świata, do tekstów kazała przygotowywać się, do wywiadów prowadzić research. Tego już nie ma. Po jednym, lepszym od średniaków, tekście, na firmamencie dziennikarstwa pojawia się kolejna "gwiazda". Śmiechu warte. Kapuściński nigdy gwiazdą siebie nie nazywał i na pewno nigdy nie pomyślał o sobie, "jaki to ja jestem świetny". Kapuściński jako jeden z ostatnich, obok m.in. Tochmana i Szczygła, był obrońcą słowa "reportaż". Warto było czekać na każde jego słowo. Liczba osób, na których słowa i opinie warto czekać, jest coraz mniejsza, kurczy się w zastraszającym tempie. Ta strata udowadnia nam, że nie mamy następców Kapuścińskiego. To jest straszne. Smutne.
Kim był dla mnie Ryszard Kapuściński?
Mistrzem słowa, pokory i oddania pracy. Królem ludzi ciekawych wszystkiego. Bo dziennikarstwo to ciekawość i pokora.
Wojciech Tochman, reportażysta
Opuścił nas reporter największy z największych, człowiek, który kochał świat, kochał ludzi i rozumiał ich. Rozumiał pojedynczego człowieka spotkanego gdzieś na innej półkuli, człowieka innej kultury, innej religii. Rozumiał i szanował Innego. Inny mu ufał.
Reporterom był szczególnie bliski. Od niego uczyliśmy się. Jego książki czytaliśmy na okrągło („Cesarza” po raz pierwszy czytałem, kiedy byłem nastolatkiem), jego słuchaliśmy.
Rozumiał nas jak nikt inny. Wiedział jak bardzo jesteśmy w swojej pracy samotni. „Podróż reporterska wymaga samotności” – powtarzał. „Jedziesz gdzieś w świat, uganiasz się cały dzień, żyjesz w okropnym napięciu, potem wracasz do hotelu i jesteś samiutki, nie masz się z kim podzielić swymi myślami, wątpliwościami, przeżyciami.”
My nie byliśmy samotni. Bo był Ryszard Kapuściński: uśmiechnięty, otwarty, życzliwy. Po powrocie z reporterskiej podróży mogliśmy do niego zadzwonić, wpaść do pracowni na poddaszu. Zawsze, kiedy akurat nie był gdzieś daleko, miał dla nas czas i swoją uwagę. A przecież był niezwykle zajęty: pisał, wykładał na całym świecie, udzielał wywiadów mediom na wszystkich kontynentach. Ale przede wszystkim czytał. I tego nas nauczył: zanim o czymś napiszesz, staraj się przeczytać wszystko, co tej pory o tym napisano.
Jacek Żakowski - dziennikarz, publicysta
Najkrócej: był ostatnim z Wielkich polskiego dziennikarstwa. Ale od wielu lat był też Wielkim Nieobecnym. Nie chciał się mieszać w nasze zawieruchy. Dzięki temu mógł pisać i myśleć o rzeczach, które uważał za na prawdę ważne.
Rafał A. Ziemkiewicz - „Ring” TVP1
Książki Kapuścińskiego z jego głównego "korpusu dzieł" czytałem z fascynacją graniczącą z zachwytem, ale nie mam wrażenia, żeby na mnie szczególnie wpłynęły. W ostatnich latach, zwłaszcza po WTC, wydawało mi się, że autor już nie rozumie zmienionego gwałtownie świata i przestałem na jego wystąpienia zwracać baczniejszą uwagę - ale teraz akurat trudno by było o bardziej niestosowny moment, żeby się nad tym zastanawiać. Osobiście nigdy nie miałem okazji go poznać.
Dołącz do dyskusji: 'Jesteśmy wdzięczni, dziękujemy' - ludzie mediów o Ryszardzie Kapuścińskim