24 spośród największych amerykańskich gazet i magazynów poparło Kamalę Harris w wyborach prezydenckich, zaś pięć udzieliło poparcia Donaldowi Trumpowi. Praktyka popierania kandydatów w wyborach przez pisma zanika, a w tym roku głośniej było o tych gazetach, które odmówiły udzielenia poparcia.
Według zestawienia portalu Semafor, Harris otrzymała poparcie kolegiów redakcyjnych 24 gazet i czasopism, w tym jednych z największych: "New York Timesa", "Boston Globe", "Philadelphia Inquirer", "Houston Chronicle", "New Yorker" i "The Atlantic".
"Kamala Harris zademonstrowała troskę, kompetencje i szacunek dla konstytucji - fundamentalne przymioty potrzebne do pełnienia najwyższych urzędów" - napisała rada redakcyjna "NYT", określając kandydatkę Demokratów jako "jedyny partriotyczny wybór" w wyborach i przeciwstawiając to zagrożeniem dla demokracji, jakim jej zdaniem jest Donald Trump.
Wśród gazet, które poparły Trumpa są "Las Vegas Review-Journal", największa gazeta w Nevadzie, jednym z kluczowych stanów wahających się, konserwatywny "Washington Times" założony przez koreańską sektę Kościół Zjednoczenia, magazyn dla mężczyzn "Maxim", żydowski tygodnik "The Jewish Voice" oraz prawicowy tabloid "New York Post".
"Zanim Covid-19 wywołał spustoszenie na całym świecie, wyniki pierwszej kadencji Trumpa to pensje, które rosły znacznie szybciej niż inflacja, najniższe bezrobocie od 50 lat, bezpieczna granica i pokój za granicą" - podsumowało kolegium redakcyjne nowojorskiej gazety należącej do koncernu Ruperta Murdocha. Inny dziennik należący do tej samej grupy, "Wall Street Journal", zgodnie z tradycją nie poparł żadnego kandydata.
Jak wynika z danych zebranych przez American Presidency Project, ośrodka prowadzonego przez Uniwersytet Kalifornijski w Santa Barbara, liczba gazet udzielających poparcia w wyborach w tym roku znacznie zmalała. W 2020 r. 47 ze stu największych gazet i czasopism wyraziło poparcie dla Joe Bidena, zaś 7 dla Donalda Trumpa.
"Washington Post", "Los Angeles Times" oraz "USA Today" bez poparcia dla kandydata
W tym roku najgłośniej było zaś o tych pismach, które zdecydowały się nie popierać żadnego kandydata. Chodzi przede wszystkim o jedne z największych dzienników w kraju: "Washington Post", "Los Angeles Times" oraz "USA Today" wraz z siecią 200 lokalnych dzienników należących do tego samego właściciela (Gannett). We wszystkich trzech przypadkach było to efektem interwencji właścicieli gazet, mimo że tekst popierający Kamalę Harris był już gotowy do druku.
Jak tłumaczył później właściciel "Washington Post" i założyciel Amazona Jeff Bezos jego interwencja była podyktowana chęcią zachowania obiektywizmu i wiarygodności gazety. Decyzja została przyjęta jednak z oburzeniem przez część czytelników (swoje prenumeraty anulowało aż ponad 200 tys. czytelników) i członków rady redakcyjnej, którzy w proteście odeszli z gazety. Sam dziennik podał później, że Bezos oraz wybrany przez niego szef Amazona Andy Jassy w ostatnich tygodniach rozmawiali z Trumpem, który miał zwrócić się do firmy o pieniądze na jego kampanię. Dziennik zwrócił też uwagę, że duża część rosnącego imperium jego właściciela polega na kontraktach rządowych.
Jak mówi PAP dr Nicholas Higgins, politolog z North Greenville University w Karolinie Płd., w obecnym środowisku medialnym poparcia gazet mają bardzo niewielkie znaczenie dla losów wyborów.
"Ten zwyczaj wynika z historii prasy w Stanach Zjednoczonych, gdzie przez pierwsze 100 i więcej lat amerykańskiej historii gazety były politycznie powiązane z konkretnymi partiami, więc nigdy nawet nie udawały, że są obiektywne" - tłumaczy badacz. "Dziś znajdujemy się z kolei w podzielonym środowisku medialnym, gdzie każdy środek przekazu ma swoją określoną grupę o określonych poglądach, co sprawia, że wiele z nich jest w pewnym sensie politycznym aktorem. Więc nie sądzę, by np. brak poparcia +Washington Post+ znacznie wpłynął na czytelników tej gazety" - dodał.