Piotr Metz
Rozmowa z redaktorem naczelnym 'Machiny' Piotrem Metzem, o reaktywacji pisma i przyszłości muzyki w mediach.
Robert Patoleta: Czy powrót „Machiny” na rynek ma sens? Czy takie popkulturalne pismo jest w dalszym ciągu potrzebne?
Piotr Metz: Gdybym w to nie wierzył, to nie próbowalibyśmy wrócić. O sensie powrotu jest przekonane wydawnictwo Point Group, które zdecydowało się kupić prawa do tego tytułu. Wydawca zapalił mnie do tego pomysłu i zgodziłem się.
Rzadko zdarza się, że pismo wraca na rynek. Jaki charakter będzie miała nowa „Machina”?
Kiedy „Machina” startowała, praktycznie nie było jeszcze internetu, a teraz jest otaczającą nas rzeczywistością. Chcę zrobić trochę niespodzianki i zaskoczenia, i nie zdradzać wszystkiego przed ukazaniem się pisma. Poza tym jeszcze pracujemy nad koncepcją, która bardzo wyraźnie się zarysowała, ale zostawiam sobie prawo do kilku zmian. „Machina” wystartuje jako gazeta drukowana. Będziemy chcieli ją wspomóc innymi mediami. Natomiast może za dwa, trzy lata te proporcje ulegną odwróceniu. Zdaję sobie z tego sprawę, że nie do końca wiemy, czy słowo drukowane za kilka lat będzie wiodące.
Szykujecie duży portal internetowy związany z „Machiną”.
Portal internetowy nie jest chyba niespodzianką ani zaskoczeniem, bo to jest w obecnej chwili rzecz tak naturalna, że trudno sobie wyobrazić, żeby go nie było. Bardziej zależy nam, żeby portal stworzyć w „machinerski” sposób, zawodowo, dobrze go przygotować.
Czym będzie różnił się od wydania papierowego?
Nie chcemy, żeby był streszczeniem gazety. To nie będzie komputerowe wydanie miesięcznika. Ma być z nim nierozerwalnie związanay, ale na dobrą sprawę będzie żył własnym życiem. Internet jest medium szybkim i natychmiastowym, a „Machina” w formie gazetowej będzie miesięcznikiem.
Jaką rolę internet odgrywa na rynku muzycznym?
Internet odgrywa ważną rolę od dłuższego czasu. Jednym z najważniejszych wydarzeń ostatnich lat, jeśli chodzi o promocję muzyki, było powstanie pirackiego Napstera. Wymusił pewne rozwiązania, a także ułatwił decyzję absolutnym wizjonerom mediów, czyli panom z Macintosha. Ich ITunes, sklep internetowy sprzedający pliki mp3, jest dla mnie najważniejszym wydarzeniem na rynku muzycznym od dobrych kilkunastu lat. Sukces tego przedsięwzięcia przypomina mi sytuację z kasetami magnetofonowymi kiedyś w Polsce. Obniżenie ich cen spowodowało, że ludzie zaczęli kupować kasety legalne, a nie pirackie. W tej chwili kaseta jest przeżytkiem, ale to też było ważne medium. Na skalę światową udało się zrobić coś podobnego z ITunes. Twórcy sklepu przekonali 500 milionów ludzi do zakupu mp3 za pieniądze, a nie ściągania plików w inny sposób. Muzyczne gazety brytyjskie typu „Q” publikują listę najczęściej ściąganych utworów, a nie sprzedawanych. Ściąganych za pieniądze.
Wysokie ceny płyt napędzają piractwo, również internetowe. Jak temu zapobiec?
Piractwo było, jest i będzie. W Polsce mieliśmy dość dziwną sytuację medialną. Publiczne radio wysyłało sygnał testowy dla piratów, żeby sobie ustawiali kanały stereo. Filozofia była taka sama. Trudniejsza była logistyka. Mp3 robi się masowo i szybciej. Powód były ten sam - bariera finansowa. Myślę, że legalny produkt ma szansę, tylko trzeba go umiejętnie sprzedawać. Należy stawiać bardziej na dostępność i masowość, niż na profit i zarobek.
Największe wytwórnie płytowe zaczęły ostatnio stosować promocyjną obniżkę płyt swoich najpopularniejszych artystów. Jaką przyszłość ma płyta CD w dobie mp3?
Docelowo skazana jest na bycie towarem trochę luksusowym. Koszt płyt z mp3 jest niższy, bo nie ma opakowania, ani wydatków związanych z fizycznością produktu – transportem i magazynowaniem. Płyta CD stanie się towarem luksusowym dla ludzi, którzy będą chcieli ją mieć ładnie zapakowaną z pełną książeczką. Takim towarem luskusowo-niszowym jest teraz płyta winylowa. Nadal jest produkowana, ale w niewielkich nakładach. Jest droga, ale na znacznie lepszym winylu niż kiedyś. Jest towarem z wyższej klasy, z wyższej półki. Tak będzie kiedyś z kompaktem, choć sam rozmiar krążka zostanie utrzymany. Wydaje się, że został dobrze wymyślony fizycznie. Były próby z mniejszymi formatami, ale okazały się za małe i nieporęczne. Te 12 cm ma szansę obronić się i utrzymać. Kiedyś myślałem również, że książki elektroniczne wyprą zwykłe. Okazało się, że na razie nam to nie grozi.
Podobnie wideo miało wyprzeć kino, a jednak ludzie wciąż chodzą do kina.
Mało tego. Teraz obserwujemy renesans kina. Otoczka związana z kinem ma coś w sobie. Może dlatego, że nie można w każdej chwili wyjść i zrobić sobie herbatę?
Nie obawiasz się, że wkrótce odbiór muzyki ograniczy się do dzwonków komórkowych?
To co innego. Generalnie uciekam od słowa „obawiam się”. Zawsze mam w głowie porównanie wyczytane w brytyjskiej prasie z 1961 roku. Krytyk napisał, że z nadejściem Beatlesów skończyła się muzyka, bo dawniej były ładne piosenki, a teraz ktoś wrzeszczy. Z perspektywy czasu jest to ocena bardzo związana z momentem, ale nie obiektywna. W związku z tym nie uważam, że teraz jest gorzej niż kiedyś. Dzwonki to zupełnie osobna historia. To nie jest tak, że będą najważniejsze. To będzie dodatkowa konfekcja, która zaistniała ze względu na rozwój technologii, podobnie jak kiedyś wideoklipy. W latach 70 teledysków jeszcze nie było, teraz są absolutnie związane z puszczaniem nowych utworów. Dzwonki to fenomen, dla niektórych może denerwujący, ale nie zastąpi piosenek.
Telewizje muzyczne, takie jak MTV, powoli rezygnują z teledysków na rzecz seriali i programów rozrywkowych. Jaka będzie przyszłość wideoklipów?
To nie jest decyzja związana z rynkiem muzycznym To decyzja związana z przyszłością tej telewizji. Nie jest tak, że ludzie nie chcą oglądać wideoklipów. Ludzie nie chcą oglądać wideoklipów w telewizji. Mogą je zobaczyć w inny sposób – w komórkach, w internecie. To nie jest śmierć wideoklipów. Jakiś zły scenariusz może spowodować, że produkcja teledysków stanie się nieopłacalna, bo nie będzie odpowiednio mocnego medium, żeby je przekazać. Oby tak nie było. Telewizje komercyjne, jak MTV, muszą utrzymać się na rynku. Teraz drogą do tego są seriale nie muzyczne. MTV zawsze była pionierem we wprowadzaniu nowych formatów telewizyjnych. Startowała jako telewizja muzyczna, teraz stała się stacją typu „entertainment” skierowaną do młodych ludzi. Młodzież chce w telewizji oglądać seriale, a nie muzykę. Może dlatego, że krótka muzyczna forma jest łatwa do opanowania w inny sposób. Serial już nie bardzo. Trzeba go oglądać w telewizji.
Wydaje się, że odpowiednim medium dla wideoklipów jest telefon komórkowy.
Pewnie tak, chociaż można by się kłócić, czy niektóre wideoklipy, które są dopieszczone wizualnie, obronią się w komórce. Rysunkowe żaby pewnie tak.. Jednak żeby docenić to, co powstało w wersji wizualnej w związku z nową Madonną, trzeba zobaczyć ją na lepszym ekranie. Za chwilę płyta kompaktowa będzie płytą DVD zawierającą teledyski. Obraz bardzo przywiązał się do muzyki. Utwór broni się średnio bez obrazu.
Powiedziałeś kiedyś, że „produkuje się za dużo muzyki wszelkiego rodzaju”. Dlaczego tak uważasz?
To dotyczy wszelkich dziedzin życia. W tej chwili mamy nadprodukcję. Nie jesteśmy w stanie przerobić wszystkiego, co wychodzi, bo wychodzi tego teraz 20 razy więcej niż w latach 80. Wówczas wydawanie muzyki było pewnym świętem. Były zamykane sklepy o północy, żeby fani mogli kupić płytę wcześniej. Istniała bariera technologiczna. Nikt nie mógł nagrać kompaktu w domu. Pewna ekskluzywność tego produktu powodowała, że muzyka była bardziej celebrowana. Teraz często jest tak, że płyta jeszcze przed premierą jest dostępna w internecie. Dostępność technologii powoduje, że nagranie płyty jest znacznie mnie czaso- i pracochłonne. Ukazuje się cała masa produktów, tyle że z konieczności większość z nich jest na słabym poziomie artystycznym. Dawniej stać było na wydawanie płyt tylko te wytwórnie i artystów, którzy mieli coś do powiedzenia. Teraz płytę może nagrać każdy, co powoduje dużą nadprodukcję. To powoduje też, że robi się masowo kopie wykonawców. Jeżeli sukces odnosi Alanis Morissette, to natychmiast pokazują się na rynku jej klony. Gdyby nie ona, nigdy nie byłoby na przykład Avril Lavigne.
Pożywką dla RMF-u i Radia Zet są „złote przeboje”. Nowych piosenek jest niewiele. Od czego zależy dobór nowości?
Nie pracuję w RMF-ie do pięciu lat. Nie wiem jak jest teraz. Kiedyś ludzie bardziej wierzyli w medium z uwagi na jego świeżość na rynku komercyjnym. Kiedy zaczynaliśmy robić RMF, to było coś innego od wszystkiego do tej pory. Mogliśmy sobie pozwolić na różne rzeczy mniej komercyjne, eksperymentalne, bo ludzie i tak to przyjmowali. Potem stali się bardziej wymagający. Zrobiła się większa konkurencja. Do dotychczasowych odbiorców tego medium doszli inni, którzy wcześniej radia nie słuchali, bo mieli tylko długie fale. Mieli inny background, inne wymagania. Gdyby RMF i Zetka źle wychodziły na „złotych przebojach”, to by tego nie robiły. To przynosi efekt.
Gdzie jest miejsce dla mniej komercyjnych gatunków muzyki?
Tym powinny zajmować się stacje niekomercyjne i publiczne radio we wszystkich czterech programach. Z uwagi na abonament jest przeznaczone do misji. Poza tym telewizja, chociaż wiadomo, że muzyka w telewizji średnio się broni. Media publiczne nie są tutaj pierwsze w kolejce i trudno mi powiedzieć dlaczego tak nie jest. Albo dlaczego nie są do tego zmuszane. Jestem wrogiem pomysłów, żeby nadawać określoną ilość rodzimej muzyki. We Francji zarezerwowano 40% czasu antenowego dla muzyki frankofońskiej. Ma to przynieść rozwój lokalnej produkcji, dlatego opłaca im się robić własną muzykę, bo wiedzą, że ktoś to zagra. U nas jest ograniczenie 30%, ale jest tak ślisko zrobione, że wystarczy grać polską muzykę w nocy. Nikt tego nie przestrzega, nikt tego nie pilnuje. Odbija się to na jakości. Chciałbym, abyśmy grali po prostu dobre piosenki bez podziałów na polskie i zagraniczne. Radio publiczne powinno przeznaczać pieniądze z abonamentu na trudniejsze formy jak reportaż, problemy społeczne. Promowanie muzyki mieści się w tym obszarze misyjnym.
Jeżeli piosenka jest słaba, ale są pieniądze na jej promocję, to i tak zostanie wylansowana?
Czasami pieniądze nie pomagają, jeżeli utwór nie jest taki jaki trzeba. Nie jest tak do końca, że utwór można wylansować za pieniądze. Tak może być, jeżeli chce się jedynie sprzedać produkt. Jeżeli chodzi o zaistnienie w świadomości odbiorców muzyki na stale, to nie jest taka prosta sprawa. Tu nasuwa się przykład z Mandaryną. Udało się to zjawisko wylansować, bo sprzedaż jej płyt nie jest zła. Ale czy udało się wylansować muzykę? Ludzie kupujący jej płyty, kupują pewien produkt medialny, ale nie do końca muzykę. Jeżeli moda na nią przeminie, to ludzie nie kupią następnej płyty, bo nie będą ciekawi, jakie piosenki nagrała. Znajdą nowego idola. Sukces Mandaryny mieści się w innych kategoriach niż nagrywanie muzyki. W jej przypadku sprawdza się zasada „nieważne jak mówią, aby mówili”.
Dlaczego największe stacje radiowe tak ślepo wierzą w badania muzyki?
Stacja radiowa to ogromny biznes. Właściciel tego biznesu codziennie ryzykuje milionami złotych. Chce mieć pewność, że to, co pojawia się na antenie, nie jest wynikiem gustu szefa muzycznego, nacisków wytwórni płytowych, zachęt materialnych, albo tego, że ktoś zaprzyjaźniony nagrał płytę. On chce mieć dokument z którego wynika, że to, co się pojawia u niego w radiu ma sens. Żeby mieć trochę spokoju i pewności siebie, wprowadza badania muzyczne. W Polsce nie stać nikogo na wydanie tak dużych pieniędzy, aby takie badania były wiarygodne. Badania nie dają 100% pewności. Dają pewne przybliżenie. Poza tym są tak dobre, jak dobra jest próba i metodologia. To jest bardzo droga zabawa. Budżety stacji nie pozwalają na to, aby badać wszystko co tydzień. Ponadto nikt nie jest w stanie przesłuchać wszystkich przysyłanych nowości. Jeżeli jest to gwiazda formatu Phila Collinsa, to bierze się ją z klucza. Bardzo często uciekają rzeczy, które być może przy bliższym przysłuchaniu się miałyby szansę.
Jak wyglądałoby radio Twoich marzeń?
Musielibyśmy założyć, że Bill Gates miałby fanaberię finansować je nie przejmując się kosztami. Takie radio byłoby interesujące dla dużego targetu z wyższej półki. Dla ludzi, którym o coś chodzi, coś chcą wiedzieć, których interesuje muzyka, a nie produkt medialny. To nie byłoby radio niszowe dla moich przyjaciół, którzy klepaliby się po ramionach i mówili „wreszcie o to chodziło”. Spróbowałbym zrobić radio komercyjne inaczej. Takie, które nie byłoby skazane na niszę rynkową. Mogłoby powalczyć w ograniczonym zakresie na normalnym radiowym rynku.
Jaka muzyka by się tam znalazła?
Mam ostrą wizję spójności muzycznej radia. W ofercie mogłyby się znaleźć różne muzycznie rzeczy, jeżeli tworzą pewną całość. Tam może być prawie wszystko z różnych gatunków. Tak naprawdę to się potem sprowadza do poszczególnych indywidualnych przypadków, a nie gatunków. Może być rock obok hip hopu, tylko ten konkretny. Decyzje muzyczne w każdym radiu powinny być indywidualne. Globalne są często niedobre. Indywidualne, ale na poziomie formy, a nie wykonawcy czy gatunku.
Rozmawiał Robert Patoleta.
Dołącz do dyskusji: Piotr Metz