Osłabienie waluty ma wielki wpływ na rynek akcji
Niedawne wydarzenia w Tokio pokazują, jak wielki wpływ na rynek akcji ma osłabienie waluty. Także dwie dynamiczne fale hossy na Wall Street można wiązać z tąpnięciem dolara. Ostatniej zwyżce w Warszawie towarzyszy słabość złotego. Czyżby u nas realizował się podobny scenariusz?
We współczesnym świecie finansów, w którym reguły dyktują nie siły rynkowe, lecz polityka banków centralnych, tradycyjne zależności nie zawsze się sprawdzają. Słabość waluty może w trudnych czasach być cechą, a którą usilnie zabiegają rządy i banki centralne. Deprecjacja waluty może też pobudzić giełdową hossę, bo waluta osłabiana przez bank centralny daje nadzieję na poprawę sytuacji w gospodarce. Chcąc ten główny cel osiągnąć, polityka pieniężna prowadzi do zwiększenia ilości pieniądza na rynku i obniżenia jego ceny. A to wszystko musi się bardzo podobać giełdowym inwestorom.
Ostatnio najlepszy przykład działania takiego mechanizmu mieliśmy okazję obserwować na parkiecie w Tokio. Po zapowiedzi zwiększenia skupu aktywów przez japoński bank centralny, Nikkei skoczył w ciągu kilku tygodni o 30 proc., a od początku roku zyskał 50 proc. Tak dynamiczna zwyżka doczekała się jednak silnej korekty w ostatnich dniach, mimo że japońska gospodarka wykazuje wyraźne oznaki poprawy. Fali hossy na Wall Street, trwającej od jesieni 2011 r. do wiosny 2012 r. także towarzyszyło znaczące osłabienie dolara. Podobnie było w okresie od listopada 2012 do maja 2013 r.
Zastanawiającą słabość naszego parkietu, a szczególnie indeksu największych spółek, będących głównym przedmiotem zainteresowania inwestorów zagranicznych, obserwowaną od początku roku do końca kwietnia, można także próbować tłumaczyć sytuacją na naszym rynku walutowym. Wszystko wskazuje na to, że występuje u nas obecnie mechanizm podobny do opisanego w przypadku Tokio i Nowego Jorku. Rada Polityki Pieniężnej tnie stopy już po raz siódmy, w efekcie czego podstawowa stopa została obniżona z 4,75 do 2,75 proc., czyli o 2 punkty procentowe. Na początku tego cyklu łagodzenia polityki pieniężnej żaden chyba z ekspertów nie zakładał tak dużej skali redukcji. Zaskoczeni mogą też być inwestorzy. I giełda w naturalny sposób powinna na te działania pozytywnie reagować. Wygląda na to, że zaczęła dopiero wówczas, gdy cykl obniżek dobiega końca. W trakcie tego cyklu nietypowo zachowywała się też nasza waluta, umacniając się aż do lutego tego roku. Ten ewenement można jednak łatwo w racjonalny sposób wyjaśnić. Spadające stopy przez dłuższy czas nie przeszkadzały w utrzymywaniu się rentowności naszych obligacji skarbowych znacznie powyżej rentowności papierów większości państw strefy euro. To sprawiało, że rosła ich atrakcyjność dla zagranicznych inwestorów. Podążające z tego powodu w górę ich ceny nakręcały popyt ze strony kolejnych chętnych. Ten mechanizm stał za umacnianiem się złotego.
Zastanawiające przy tym jest, dlaczego podobny scenariusz nie realizował się na warszawskim parkiecie. Odpowiedź na to pytanie może tkwić w tym, że tendencja do umacniania się naszej waluty była z punktu widzenia inwestorów zagranicznych niekorzystna i odstraszała ich od naszych akcji. Wymieniając dolary na złote, pozyskując środki na zakup akcji, otrzymywali mniej złotówek, a dodatkowo ryzykowali, że w przypadku odwrócenia się tendencji na rynku walutowym, czyli osłabienia się złotego w przyszłości, stracą ponownie na zamianie naszej waluty na dolary. W o wiele bardziej komfortowej sytuacji znajdują się wówczas, gdy kupują polskie akcje w czasie gdy złoty się osłabia. Wówczas mają szansę skorzystać podwójnie. Raz na korzystnej wymianie dolarów na złote i ponownie złotych na dolary, a drugi raz na wzroście cen kupionych akcji. Mechanizm ten widać częściowo, gdy spojrzeć na nasze indeksy w ujęciu dolarowym.
WIG20 w złotych i dolarach
Źródło: stooq.pl
Po okresie słabości, trwającej przez pierwsze cztery miesiące roku, WIG20 wreszcie ruszył odważnie w górę. Od końca kwietnia zyskał ponad 10 proc. Pierwsza fala osłabienia złotego, trwająca od lutego do końca marca, nie spowodowała przełomu na warszawskim parkiecie. Także późniejsze krótkotrwałe dwutygodniowe umocnienie naszej waluty pozostało bez reakcji. Ostatnia zwyżka indeksu naszych największych spółek zbiegła się z drugą rundą słabości złotego i wyprzedażą polskich obligacji, skutkującą zwyżką ich rentowności z 3 do 3,8 proc. Być może więc część środków wycofywanych przez inwestorów zagranicznych z papierów dłużnych, trafiło na rynek warszawskich blue chips.
O ile jednak rodzimi inwestorzy liczą krótkoterminowe zyski i cieszą się z przełamania spadkowej tendencji przez WIG20, to zagraniczni nie mieli do tej pory powodów do zadowolenia. Z ich punktu widzenia, czyli przez pryzmat kursu dolara do złotego, indeks nadal porusza się w trendzie bocznym, nie dając zarobić. Dopiero w miniony piątek, 7 czerwca, przełamał tę tendencję, pokonując dynamicznie górny poziom tej kilkutygodniowej stabilizacji. Stało się tak za sprawą gwałtownego umocnienia się złotego, wskutek dokonanej pod koniec dnia interwencji Narodowego Banku Polskiego.
Problem w tym, że od początku roku nie było widać większego zainteresowania zagranicy naszymi akcjami (jedynie w trakcie kilku sesji pod koniec kwietnia zanotowano wyraźnie większe obroty akcjami największych spółek, na początku ostatniej fali słabnięcia złotego). A jak wynika z opisanego mechanizmu, najkorzystniejsza dla nich byłaby strategia kupowania polskich akcji w czasie słabości naszej waluty i realizacji zysków, gdy złoty się umocni. By ten mechanizm zadziałał, potrzebny byłby dłuższy okres słabości złotego i perspektywa jego umocnienia w dalszej perspektywie. O ile ten ostatni warunek ma szansę realizacji, to w przypadku pierwszego zabawę na razie popsuł bank centralny, przedwcześnie umacniając naszą walutę.
Roman Przasnyski, Open Finance
Dołącz do dyskusji: Osłabienie waluty ma wielki wpływ na rynek akcji