Hollywoodzcy aktorzy coraz częściej reagują oburzeniem i strachem na wieści o wykorzystywaniu ich wizerunku przez firmy korzystające ze sztucznej inteligencji. Największa afera wybuchła wokół głosu brzmiącego jak ten Scarlett Johansson w nowej wersji chatbota od OpenAI. Gwiazda bynajmniej nie wybaczyła szefowi cyfrowego giganta.
Dyskusja o wykorzystywaniu AI w Hollywood robi się w ostatnich tygodniach burzliwsza niż kiedykolwiek wcześniej. Gwiazdy takie jak Nicolas Cage czy Scarlett Johansson otwarcie mówią o swoich obawach w związku z tym, co sztuczna inteligencja i posługujące się nią chciwe korporacje są w stanie zrobić z ich podobiznami czy głosem. Mają ku temu zresztą dobre powody. Niedawno jedna z firm próbowała oszukać fanów Morgana Freemana za pomocą fałszywego nagrania, a wcześniej przez USA przetoczyła się gorąca dyskusja o działaniach OpenAI.
Wykorzystanie głosu podejrzanie podobnego do tego, którym posługuje się Scarlett Johansson, przez twórców ChatGPT odbiło się szerokim echem, ponieważ aktorka zagroziła konsekwencjami prawnymi. Po upublicznieniu sprawy OpenAI zdecydowało się na czasowe wstrzymanie wersji chatbota o nazwie Sky. Podkreślono też, że nie miał imitować głosu Johansson.
- Wierzymy, że żaden głos AI nie powinien specjalnie naśladować charakterystycznego brzmienia celebryty. Głos Sky nie jest imitacją Scarlett Johansson, lecz należy do innej aktorki, która używała swojego naturalnego głosu. Z uwagi na ochronę ich prywatności, nie możemy ujawniać tożsamości naszych aktorów głosowych - zaznaczono w komunikacie.
Scarlett Johansson wraca do sprawy z Disneyem
Ani aktorka, ani jej otoczenie nie uwierzyli w tłumaczenia firmy należącej do Big Techa. Scarlett Johansson w komunikacie wysłanym do mediów nie ukrywała, że była “zszokowana i wściekła” na decyzję o użyciu głosu niemal bliźniaczo podobnego do jej własnego. Jak ujawniła, Sam Altman z OpenAI dziewięć miesięcy wcześniej próbował ją namówić do nagrań pod nową wersję chatbota.
Po kilku tygodniach od tamtych wydarzeń gwiazda filmów Marvela powróciła do dwóch największych publicznych afer związanych z jej osobą. W rozmowie z “New York Timesem” opowiedziała o swoich odczuciach w związku z prawniczą batalią z Disneyem o honoraria z filmu “Czarna Wdowa”, a także niedawnej sytuacja z Altmanem i podlegającą mu firmą. Jak się okazuje, Johansson inaczej patrzy na obie sprawy.
- Nie czuję urazy. Myślę, że to był po prostu efekt złego osądu i złego przywództwa w tamtym momencie. Po prostu cała ta sprawa wydała mi się okropnie nieprofesjonalna. Szczerze mówiąc, bardzo się rozczarowałam. Zwłaszcza, że do samego końca żyłam nadzieją, aż mój zespół powiedział: “Musisz działać”.
Szef OpenAI jak złoczyńca z Marvela
Być może z uwagi na świeżość sprawy, ale spór z Samem Altmanem aktorka ocenia znacznie ostrzej. Jak zaznacza, została wbrew swojej woli wmieszana w sprawę, której specjalnie unikała. - Aktywnie unikałam bycia częścią konwersacji na temat sztucznej inteligencji, dlatego ta sytuacja była tak poruszająca. Zastanawiałam się: “Jak zostałam w to wmieszana?”. To było szaleństwo, czułam się tak wściekła.
Czytaj też: W Hollywood dogadano się ws. AI. Będą podwyżki
Chwilę po tym wyznaniu Scarlett Johansson została zapytana, czy Sam Altman nadawałby się na jednego ze złoczyńców pojawiających się w filmach Marvela. Co ciekawe, gwiazda nie zdecydowała się na pominięcie tego wątku. Jak zaznaczyła: “W sumie mógłby - może takiego z ręką robota”.
Aktorka zaznaczyła, że podłożenie głosu pod Sky byłoby “sprzeczne z jej podstawowymi zasadami”, ale nie zdradziła propozycji od Altmana nikomu poza swojemu mężowi. Mimo to sprawa ostatecznie wyszła na jaw: “Myślę, że to byłoby też dziwne dla moich dzieci. Staram się być uważna na ich potrzeby” - wyjaśniła Johansson. W wyniku tego doświadczenia dziś jest bardzo krytyczna wobec rozwoju AI w branży rozrywkowej.
- Myślę, że technologia rozwija się szybciej niż nasze wrażliwe ego jest w stanie to przetworzyć, a efekty tego widać po młodych ludziach. Ta technologia zmierza w naszą stronę niż mierząca 10 tys. stóp fala - podsumowała.